Dzisiaj napiszę Wam o pewnym maleństwie od Lirene. Ma tylko 10 mililitrów i jest nią maseczka samowchłaniająca z witaminami E i PP.
Maseczki w saszetkach kupuję rzadko-nie wydaje mi się to zbyt ekonomiczne, a ja raczej z tych oszczędnych jestem:)
Tą, o której chcę Wam dzisiaj napisać, kupiłam pod wpływem magicznego słowa "promocja". W promocji właśnie zapłaciłam za nią 1,89 zł. Czyli za 100 ml wyszłoby jakieś 19 zł.
Dużo to czy nie dużo?
Zapach ma morelowo-brzoskwiniowy. Pachnie podobnie jak pomarańczowa pianka do golenia Isany, ale trochę bardziej "mlecznie". Podoba mi się, chociaż nie jest to zapach należący do naturalnych. Gdy maseczka się wchłonie-nadal go czuć.
W składzie (wg kosmetologia.com.pl) nie ma substancji alergicznych. Znajdziemy za to aż 12 substancji komodogennych, czyli mogących zapchać skórę i 6 konserwantów.
Nawet moje laickie oko widzi, że skład jest długi i od początku straszy jakimiś okropnymi oznaczeniami.
Wystarczy spokojnie na 2 zużycia gdy stosujemy ją na twarz, szyję i dekolt, a na 3-gdy kładziemy ją tylko na buzię.
Po nałożeniu dosyć grubej warstwy i upływie 15 minut maska całkowicie się wchłania-niepotrzebny jest wacik do usunięcia resztek.
Cera wydaje się promienna i rozświetlona, ale zastanawiam się czy to nie zasługa jakiegoś barwiącego składnika tej maski, bo sam jej kolor jest żółtawy.
Oprócz tego cera wygląda na odżywioną, wypoczętą i zdrową. W dotyku jest gładka i miękka.
Maseczka pozostawia na skórze delikatny film, ale tylko na niektórych partiach (np. na policzkach i brodzie, na czole go nie czuję).
Efekt wizualny jest zadowalający.
Podsumowanie:
Mojej cery nie zapycha, ale mam raczej odporną. Dla posiadaczek skóry wrażliwej bym jej nie polecała.
Był to zakup przypadkowy i prędko do niej nie wrócę. Wolałabym coś w bardziej ekonomicznym i praktycznym opakowaniu. Nie wiem jak dla Was, ale saszetki dla mnie nadają się jedynie na wyjazdy. W domu męczy mnie kiedy nie mogę saszetki wykończyć jednorazowo, trzeba przecież to jakoś zabezpieczyć, pozamykać (poszukać czegoś co się nadaje do zamknięcia), gdzieś postawić, żeby się nie wylało, pamiętać, żeby jak najszybciej zużyć, bo się popsuje itp.
Tubka wydaje mi się idealnym opakowaniem na maseczkę.
Możecie polecić jakąś maseczkę w większym i praktyczniejszym opakowaniu?
Miałyście tą?
Moja mamuśka lubi tą maskę ;) ja nie stosotwałam ;)
OdpowiedzUsuńMam ją i nie wiem czy wypróbuję. Może oddam mamie :)
OdpowiedzUsuńjuż dawno nie używałam maseczek w saszetce zazwyczaj korzystam z gotowych w tubce :)
OdpowiedzUsuńjak znajdziesz coś ciekawego w tubce, chętnie podejrzę :) dla mnie też saszetki nie są zbyt wygodne. A ta troszkę straszy składem, raczej nie wypróbuję mimo efektów. Ja czasem w naturze kupowałam maseczki w saszetkach z ziaji i perfecty - choć składem też nie zachwycały z tego co pamiętam.
OdpowiedzUsuńNie przepadam za kosmetykami Lirene. Miałam tą maseczkę aczkolwiek nie bardzo mi posłużyła.
OdpowiedzUsuńNie widuję jej ;)
OdpowiedzUsuńZ lirene wlasnie w takiej saszetce mialam maseczke nawilzajaca i bylam bardzo zadowolona ;) ale ogolnie rzecz biorac tez wole maseczki w duzych opakowaniach ;)
OdpowiedzUsuńOj,pewnie mnie maseczka by zapchała :( Ja też wolę maseczki w tubce.Zazwyczaj zapominam o pozostawionej połówce i wyrzucam je :(
OdpowiedzUsuńkiedyś kupiłam ją mojej mamie, bardzo była zadowolona ;)
OdpowiedzUsuńczęsto kupuję saszetki z Lirene i RdL :)
OdpowiedzUsuńJa zdecydowanie wolę maseczki w tubce tak żeby ją można było zamknąć albo w pudełeczku takimi jak jest np masło do ciała.
OdpowiedzUsuńNie znam tej maseczki, ale masz rację z tymi saszetkami, bywają kłopotliwe :) Ja lubię glinki :)
OdpowiedzUsuńRaczej po nią nie siegnę, ale głownie dlatego ze chce odpuścić sobie saszetki wlasnie : )
OdpowiedzUsuńWchłaniająca się maseczka, ciekawe :)
OdpowiedzUsuńja nie sięgam raczej po takie próbki masek ;)
OdpowiedzUsuń