Zużycia grudnia, ostatni projekt denko w tym roku

Koniec grudnia już za pasem, więc pora na kolejne podsumowanie zużyć. Spodobało mi się pokazywanie nowości wraz ze śmieciami, więc w tym poście też tak będzie. Obok zużytego kosmetyku pojawi się jego następca. Dla większej przejrzystości podzieliłam puste opakowania na kategorie.

Pielęgnacja ciała

  • Zaczniemy od kremu do rąk z Nacomi z olejem kokosowym, który bardzo polubiłam za działanie. Nie wchłaniał się szybko, ale świetnie nawilżał i odżywiał suchą i wymagającą skórę dłoni. Na jego miejsce mam nowość z Lidla z wegańskiej serii, czyli krem do rąk z papają. Użyłam go już kilka razy, ale jeszcze za wcześnie na opinię.
  • Zużyłam też deo Invinsible z Nivea. Jeszcze nigdy nie byłam pod wrażeniem antyperspirantu i w tym przypadku też nie jestem. Nie widziałam u siebie plam ani na czarnych ani na białych ubraniach, ale nie używałam go przy największych upałach. Na jego miejsce mam Dove Mineral Touch. Kupiłam go, bo nie zawiera alkoholu.
  • Zamiast żelu Le Petit Marseillais z limonką i mandarynką, który okazał się całkiem przyjemny, ale bez zachwytu będę używała teraz limitowanki Cien z algami morskimi i wodą różaną.  

Pielęgnacja twarzy 

Z pielęgnacji twarzy mam 4 kosmetyki, więc podzieliłam je na dwa zdjęcia.

  •  Oleju ze słodkich migdałów z Etja używałam zarówno do ciała, włosów, jak i twarzy. Do tej ostatniej najczęściej tj.2 razy w tygodniu. U mnie wszystkie oleje sprawdzają się świetnie, nie powodują zapychania porów, świetnie odżywiają i regenerują cerę. Jako, że ten jest bardzo uniwersalny to jeszcze pewnie do niego wrócę. Z myślą o pielęgnacji twarzy kupiłam teraz olej z nasion konopii z Nacomi, który ma szybko się wchłaniać i działać przeciwstarzeniowo.
  • Krem pod oczy z marakują i zieloną herbatą Make Me Bio sprawdził się dobrze-rozjaśniał, napinał skórę i był bardzo wydajny jak na takiego maluszka. Po jego zużyciu kupiłam zachwalany krem arganowy pod oczy z Nacomi.
  • Progresywny żel złuszczający z kwasem szikimowym oprócz octowego zapachu pasował mi-wygładził skórę, wyrównał koloryt . Na jego miejsce mam tradycyjny peeling-borówkowy z Biolove.
  • Natomiast płyn micelarny z serii Botanic Spa Rituals z Bielendy kiepsko radził sobie z makijażem. Mimo zużycia 3-4 wacików zawsze po myciu twarzy zostawałam z efektem pandy. Teraz będę używać micela z Aloesove, który po pierwszych kilku użyciach miło mnie zaskoczył. 

 Pielęgnacja włosów

  • tonik-wcierka z Vianka był w ulubieńcach, więc jak się domyślacie jest świetna-zmniejszała przetłuszczanie, zmniejszyła wypadanie włosów i przyśpieszyła wzrost nowych. Teraz będę wcierać ajurwedyjski tonik z Orientany, który trafił do mnie w mikołajkowej paczce.
  • Odżywka do spłukiwania Syoss też była fajna-zawiera wysoko keratynę, więc gdy używałam jej przed suszeniem włosów były śliskie, gładkie i błyszczące. Miałam ją bardzo długo, dlatego cieszę się, że mogę zacząć używać czegoś nowego-ultralekkiej odżywki z olejkiem arganowym z Marion

Makijaż

  • puder Insta Fix & Matte marki Rimmel wylądował cały na podłodze dzięki mojemu synowi i nie dało się go uratować, więc podczas Dnia Darmowej Dostawy kliknęłam kultowy już chyba puder z Ecocery. Ja mam wersję prasowaną, bo takie wolę. 

 Jednorazówki

Z próbek i maseczek jednorazowych spodobał mi się krem ultranawilżający z Resibo i do cery suchej z Vianka. Wezmę je pod uwagę jeśli będę potrzebowała jakiegoś kremu na dzień. Nie polecam na pewno maski peel-off z Botanical Choice-masakrycznie się ją zdejmowało, śmierdziała alkoholem. Fuj.

Tak prezentuje się denko z grudnia, a Wy ile zużyłyście w ostatnim miesiącu tego roku?

Dobre, bo polskie

 Nie jestem jakąś wielką maniaczką naturalnych kosmetyków tzn. nie idę do sklepu z zamiarem kupowania tylko takich z przyjaznym składem i na typowo drogeryjne nie zerkam. Tak się jednak jakoś złożyło, że udało mi się w jednym czasie używać 4 kosmetyków, każdy do innego obszaru ciała, które okazały się bardzo przyjemne, a do tego mają dobre składy i zostałyb wyprodukowane w Polsce. Dlatego myślę, że warte są oddzielnego postu:)
Wcierka z Vianka trafiła już do październikowych ulubieńców, więc jak wiadomo, jest świetna. Przede wszystkim podoba mi się to, że ma formę sprayu, chociaż widziałam też wersję jakby z pipetą na końcu. Używa się jej bardzo łatwo rozdzielając włosy na partię, spryskując przedziałki i masując przez kilka minut.
 Ja przede wszystkim zauważyłam, że u mnie ograniczyła wypadanie włosów, a swego czasu leciało mi ich sporo z głowy. Dodatkowo mniej się przetłuszczają i często myję je co 3 dni, bo wcześniej tego nie wymagają. W gratisie otrzymałam sporo baby hair, których nie mogę ujarzmić, gdy związuje włosy w koczek, no ale to dowód, że wcierka działa. Dawno nie byłam tak zadowolona z żadnego preparatu do skóry głowy. Brawo dla Vianka:)
Kolej na maleństwo z Biolove, czyli borówkowe masełko do ust. O ile wolę produkty ochronne do ust w sztyfcie, tak formę w słoiczku jestem w stanie zaakceptować jeśli produkt okaże się naprawdę godny, a ten taki jest.
 Przede wszystkim widzę jego działanie pielęgnacyjne. Usta są miękkie, elastyczne, nawilżone. Szybko przynosi ukojenie spierzchniętym wargom. Lubię go nakładać na noc w sporej ilości i jeszcze rano czuję go na ustach. Radzi sobie świetnie w okresie jesiennym i zimowym, kiedy wargi potrzebują porządnej regeneracji i pielęgnacji.
Teraz pora na krem pod oczy z marakują i zieloną herbatą od Make Me Bio. Tak, to już ten czas kiedy krem pod oczy jest dla mnie obowiązkowy. Nakładam go więc codziennie wieczorem i od razu czuję jak skóra wokół oczu się napina. 
Przy długofalowym stosowaniu zauważyłam, że obszar pod oczami jest wygładzony i rozjaśniony, skóra jest gładka i jak na razie bez zmarszczek:)
Dodatkowym atutem jest wysoki filtr słoneczny, pompka, która bardzo ułatwia stosowanie i wydajność, aż nieprawdopodobna jak na takiego malucha. To tylko 15 ml, a używam go już ponad 4 miesiące.
Na koniec krem do rąk z Nacomi, który też w ulubieńcach był. Po tym produkcie mam ochotę na więcej produktów tej firmy. 
Zawiera olej kokosowy, który działa bardzo odżywczo na dłonie. Sprawia, że są gładkie, miękkie, delikatne i przyjemne w dotyku. Nie wchłania się szybko, ale ja używam go wtedy, kiedy mam więcej czasu.
 Lubię go też stosować na suche i spierzchnięte stopy, którym dokuczają odstające skórki i tam też sprawdza się rewelacyjnie. Ma trochę większą pojemność niż standardowe kremy do rąk-bo 85 ml i ja go kupiłam za 5 zł w Hebe. Normalnie jego cena to około 10 zł. Gdy go wykończę kupię sobie inny wariant.

Cieszę się, że spotkałam tyle fajnych, polskich kosmetyków, chociaż z drugiej strony jest wiele takich, z których nie jestem zadowolona i mogłabym napisać post z serii "Słabe, a polskie". Pomyślę nad tym:)

Lubicie polskie kosmetyki? Który jest Waszym ulubionym?

Projekt denko-listopad

Odchodzę od mojego pokazywania denka co dwa miesiące i dzisiaj pokazuję Wam moje zużycia tylko z listopada. Nie jest ich dużo, więc przy okazji pokażę co będę stosować na miejsce pustych już opakowań. Myślę, że od tej pory tak właśnie będzie wyglądało moje denko, no ale zobaczymy.
Zużyłam żel myjący do twarzy z Aloesove, który kupiłam kiedyś z gazetą. Nie był zły-nie wysuszał, ładnie się pienił i był delikatny, ale jednocześnie dobrze mył. Nie pasowała mi trochę zbyt rzadka konsystencja, która spływała z dłoni i wydajność-nie pamiętam, żebym którykolwiek produkt do mycia twarzy tak szybko zużyła.
Na jego miejsce mam piankę z Feel Fresh. Ta firma jest dostępna w Hebe. Aktualnie używam też ich tonik.
Wreszcie mogę wyrzucić też opakowanie szamponu micelarnego Nivea. Był baaaardzo wydajny, ładnie pachniał cytrusami, ale nie oczyszczał włosów tak jak potrzebowałam. Nawet po dwukrotnym nie przedłużał świeżości i musiałam je myć co 2 dni, a przy dobrym szamponie ten czas wydłuża się do 3.
Teraz będę używać szamponu węglowego z Bielendy. Niby ma czarny kolor, ale piana jest biała:)
 Maskę nawilżającą z Biolove kupiłam na jakiejś super promocji w Kontigo. W regularnej cenie jest dla mnie trochę za droga. Starczyła mi na pewno na kilkanaście aplikacji. Po zmyciu twarz była miękka, elastyczna i nawilżona. Lubiłam ją za zapach, działanie i przyjazny skład.
Teraz zabieram się za koktajl nawilżający z Nacomi. Tyle się o nim naczytałam, że już nie mogę doczekać się pierwszego użycia.
 Odżywka z pokrzywą z Joanny była dla mnie za lekka przy spłukiwaniu, to pewnie dzięki bardzo rzadkiej konsystencji, która nie raz mi się wylała przypadkiem do zlewu. Moje włosy potrzebują dociążenia i ogarnięcia fal, dlatego stosowałam ją jako odżywka b/s lub do emulgowania oleju. Bez spłukiwania nie obciążała, a fale były podkreślone. Zamawiałam ją przez Internet, ale więcej nie będę jej szukać.
Maska nawilżająca Isana z olejem migdałowym i arganowym tyle czekała na swoją kolej, że aż chyba już jest niedostępna w tubie, ale w słoiczku, jak na maskę przystało.
Tusz z Wibo mam od około 5 lat i co dziwne nadal jest świeży i da się nim malować. Nie podoba mi się jednak jego zakręcona szczoteczka, która sprawia, że na rzęsach jest bałagan-każda w inną stronę, więc wyrzucam go bez żalu.
Eyeliner z FM Group lubiłam. Jednak z czasem zamiast czarnej kreski zaczął malować szarą, a to jest dla mnie nie do zaakceptowania, bo potrzebuję porządnego podkreślenia.
Na ich miejsce wskakuje tusz Volume Million Lashes z L'Oreala i eyeliner z Wibo-kupione oczywiście na promocji w Rossmannie na kolorówkę. Nadal szukam eyelinera w pisaku.
Płyn do higieny intymnej z Eveline kupiłam ze względu na jakąś promocję, bo generalnie nie mam zaufania do tej marki w kwestii pielęgnacji. Okazał się naprawdę przyjemny-ma gęstą, żelową konsystencję, łagodził wszelkie podrażnienia i dawał poczucie komfortu na wiele godzin.
Na jego miejsce kupiona na szybko emulsja z Lidla. We'll see.
O scrubie truskawkowym z Creightons nie jestem w stanie powiedzieć nic dobrego, poza tym, że ma większą pojemność niż standardowe, bo 250 ml. Drobinki małe, nic nie robiły. Zapach truskawkowy nie świeży i orzeźwiający a powodujący mdłości, jakby spleśniałych truskawek. Nigdy więcej.
Na jego miejsce peeling cukrowy z Tutti Frutti, który już został moim ulubieńcem. 
Ostatni pustak to maseczka ze śluzem ślimaka z Purederm. Ja takich jednorazowych używam rzadko, bo szkoda mi trochę na nie pieniędzy. Uważam, że ich stosowanie wychodzi dużo drożej niż zakup tych maseczek w płachcie. No, ale mam i zużyć trzeba. Po tej maseczce twarz była miękka, napięta i rozjaśniona, ale nie sądzę, żebym kupiła ją ponownie.
W tym miesiącu mam zamiar zużyć sporo saszetek m.in. tą maskę z Multibiomask, kolejną ze ślimakiem i z Selfie Project.

PodobaWam się taka forma denka? Znacie moje zużycia albo następców?


Ulubieńcy listopada

Przez ten czas kiedy nie było mnie na blogu, sklepy nie próżnowały. Dałam się omamić kilku promocjom, na których kupiłam kosmetyki, które pokażę Wam w dzisiejszym poście. Tak mi się je przyjemnie używało przez ostatnich kilka tygodni, że zasługują na miano ulubieńców. Jeśli jesteście ciekawe co zasłużyło na miano złotej czwórki listopada to zapraszam do dalszej części.
Zaczniemy od jedynego produktu do makijażu w tym zestawieniu. Długotrwałą kredkę do oczu z Essence kupiłam za niecałe 5 złotych na promocji -40% na kolorówkę w Hebe. Nie sądziłam, że okaże się tak świetna, a okazało się, że ma wszystko co lubię w kredkach do oczu, a co nie tak łatwo znaleźć.
  • jest wysuwana, więc odpada struganie i łamanie się kredki
  • czerń jest naprawdę czarna i intensywna
  • w ciągu dnia nie blednie
  • wytrzymuje na powiece dobrych 12h, bez rozmazywania
  • łatwo się nią maluje
Peeling cukrowy do ciała Pomarańcza&Truskawka z Tutti Frutti też kupiłam na jakiejś super promocji w Hebe typu 1+1 za grosz (druga wersja to ta z ananasem). Wygląda niepozornie i chyba już dosyć długo jest na rynku. Opis z tyłu tubki chyba pisał jakiś poeta, bo jest niespotykany, ale zachęcający.

  •  przede wszystkim boski, owocowy zapach
  • dużo drobinek, które porządnie ścierają
  • nie powoduje podrażnienia skóry
  • nie pozostawia tłustej warstwy
  • skóra jest miękka, nawilżona i delikatna

Seria Botanic Therapy z Garniera od dawna mnie ciekawiła. Jednak z powodu sporych zapasów nie mogłam sobie pozwolić ani na szampon ani na odżywkę z tej serii. Jedyne co mi było potrzebne to coś bez spłukiwania. Wybrałam więc krem z olejkiem rycynowym i migdałem i jestem z niego bardzo zadowolona.

  • nie obciąża włosów
  • zmniejsza elektryzowanie
  • ułatwia rozczesywanie
  • podkreśla moje fale, nawet bez ugniatania
  • włosy są miękkie, wygładzone, ale nie pozbawione objętości
Pomadkę ochronną z Vianka kupiłam z jakąś gazetą. Siostrzanej firmy Vianka-Sylveco nie lubię, ale z Vianka spotkałam już sporo kosmetyków, które sprawdziły się u mnie świetnie, jak właśnie ta pomadka.

  • fantastyczny zapach
  • przynosi ukojenie spierzchniętym ustom
  • wargi są miękkie, nawilżone
  • daje długotrwałe efekty, w widoczny sposób poprawia kondycję ust
  • łatwo się rozprowadza
  • jest bardzo wydajna i nie sposób jej wykończyć w 3 miesiące


Cieszę się, że coraz częściej udaje mi się spotkać takie przyjemne kosmetyki, bo ostatnio trudno mi było wytypować ulubieńców.

Znacie te produkty? Co Wy polubiłyście w listopadzie?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...