Ulubieńcy stycznia i lutego

Kończy się już drugi miesiąc nowego roku. Przez ten czas udało mi się poznać i przetestować kosmetyki, które zasługują na miano ulubieńców ostatnich dwóch miesięcy. Będzie ich pięć, coś do makijażu też się znajdzie.
Zacznę od produktów do pielęgnacji ciała. 
Balsam Palmer's kupiłam pod koniec grudnia do zapobiegania rozstępom na moim ciążowym brzuchu. Od tej pory uwielbiam się nim smarować, bo ma przyjemną konsystencję, która gładko sunie po ciele, przyjemny zapach, no i skóra jest po nim bardzo elastyczna i nawilżona. Jeszcze nie wiem czy zapobiega rozstępom-zostało mi ich trochę po poprzedniej ciąży, więc na razie nie jestem w stanie zidentyfikować, które to stare, a które ewentualnie nowe. Polubiłam go jednak na tyle, że w tym tygodniu idę kupić kolejne opakowanie.
Krem maska dla przesuszonych dłoni z Bielendy to najtańszy kosmetyk w całym zestawieniu, bo kosztował 3,99 zł. Ma bogatą konsystencję, która koi suche i spierzchnięte dłonie. Skóra jest miękka, elastyczna i nawilżona. Stosuję go również na stopy i z grubszą i bardziej wymagającą skórą na piętach też sobie świetnie radzi. To kolejny kosmetyk Bielendy, który polubiłam. 
Pora na część makijażową.
Kojąca woda różana z Bielendy (właśnie się zorientowałam, że to drugi kosmetyk tej firmy w całej piątce) ładnie pachnie i świetnie działa. Lubię go zarówno używać jako toniku do przecierania twarzy rano i wieczorem, bo oczyszcza ją z zanieczyszczeń. Super sprawdza się również jako płyn micelarny do usuwania makijażu. Naprawdę robi to bardzo skutecznie i delikatnie-zmywa makijaż bez podrażnień, szczypania i zaczerwienienia skóry. Z tej różanej serii mam jeszcze serum i mam nadzieję, że sprawdzi się równie dobrze.
Podkład Lirene Perfect Tone zaskoczył mnie podwójnie. Po pierwsze, gdy oglądałam jego tester w Rossmannie to opakowanie miało pompkę, a pełnowymiarowe opakowanie jej nie ma (przynajmniej mój egzemplarz). Po drugie-myślałam, że będzie to kryjąco-matujący fluid. Jest wręcz przeciwnie, ale nadal świetnie. Mam najjaśniejszy odcień, który pasuje do mojej jasnej karnacji. Daje efekt wypoczętej i rozświetlonej skóry, ale nie tak świecącej się jak w przypadku Rimmel Wake me up. Mam wrażenie, że nawilża, kryje wszelkie suche miejsca i przynosi ukojenie. Naprawdę wyglądam w nim na wypoczętą. Przyda mi się, gdy przyjdą nieprzespane noce:)
O eyelinerze z FM Group już pisałam tutaj. Powtórzę właściwie to, co napisałam w tamtym poście. To pierwszy liner w pisaku, który naprawdę ułatwił mi makijaż. Rysuje wyrazistą i precyzyjną kreskę, która pozostaje na miejscu przez cały dzień. Nie blaknie, nie ściera się, ani nie rozmazuje. Jest świetny i bardzo łatwo się nim maluje i domalowuje tam, gdzie potrzeba.
Tak prezentuje się zimowa piątka. W przeciągu dwóch tygodni powinny się pojawić szczegółówe recenzje wody różanej, podkładu i kremu do rąk.

Znacie te produkty? Co Was ostatnio pozytywnie zaskoczyło?

3 sprawdzone wcierki na porost włosów

Temat pielęgnacji włosów jest mi bardzo bliski. Lubię je olejować, nakładać wszelakie maski i odżywki, ale z wcierkami mi jakoś nie po drodze. Mimo to udało mi się przetestować kilka kuracji, po których zauważyłam szybszy przyrost i sporą ilość baby hair. Od jakiegoś czasu unikam łykania suplementów na porost, bo one działały nie tylko na włosy na głowie, ale też te na rękach i nogach, poza tym obciążają żołądek. 
Jeśli więc muszę wybrać to wolę wcieranie niż łykanie:) Szczególnie teraz, gdy znudził mi się long bob mam ochotę przyśpieszyć wzrost moich włosów, zapuścić i wybrać jakąś inną i mniej wymagającą fryzurę.

 Maść końska
Zacznę od najbardziej kontrowersyjnej wcierki, czyli maści końskiej. Kupiłam ją z myślą stosowania na obolałe mięśnie, bo ma działanie rozgrzewające. Po jakimś czasie wyczytałam gdzieś, że może też działać na skórę głowy. 
I rzeczywiście działa:)
Ja wcierałam ją przez około miesiąc na około 40-60 minut przed prawie każdym myciem głowy. To co za każdym się pojawiało to plamy przy linii włosów i delikatne mrowienie. Po umyciu włosów szamponem i nałożeniu odżywki, te efekty uboczne znikały.

Maść ma postać czerwono-różowej galaretki o ziołowym zapachu. Lubię ją najbardziej ze wszystkich, bo jest gotowa w każdym momencie. Nie muszę się bawić w przygotowywanie skomplikowanych papek.
Drożdże
Z drożdży przygotowywałam nie wcierkę, ale maseczkę, której przepis opublikowałam tutaj. Stosowałam ją przez około 5 tygodni, nakładając co tydzień na skalp. Pierwsze efekty pojawiły się po kilku dniach zakończenia kuracji. 
Drożdże też można pić, ale dla osób o wrażliwych nosach i żołądkach to nie jest najlepsza opcja. Chociaż ja je piłam przez miesiąc, rozrabiając z mlekiem i rzeczywiście włosy (i paznokcie) się wzmocniły i zaczęły szybciej rosnąć.
Kozieradka
Na koniec wcierka najmniej przeze mnie lubiana, bo jej przygotowanie zajmuje najwięcej czasu.
Jak przyrządzić wcierkę?
  • 1 łyżkę nasion zalewamy wrzątkiem
  • zaparzamy przez 15 minut
  • przecedzamy, oddzielając nasiona od wywaru
  • przelewamy do buteleczki z aplikatorem, która ułatwi nakładanie
Kiedyś na blogu pisałam, że nie zauważyłam efektów po jej 6-tygodniowym wcieraniu. Dzisiaj już wiem, że na efekty trzeba poczekać i zwykle pojawiają się one po odstawieniu. Potrzeba więc cierpliwości.
Wadą tej wcierki jest na pewno rosołowy zapach i fakt, że trzeba ją przygotowywać co 2-3 aplikację. Zaletą (której nie dostrzegłam przy innych wcierkach) jest przedłużenie świeżości włosów, dzięki czemu mogłam je myć co 3 dni.

Teraz używam olejku na porost z Banii Agafii, którego zdjęcie zamieszczałam na Instagramie (klik) i liczę na spektakularne efekty. Jeśli wrócę do którejś z powyższych wcierek to raczej do maści końskiej. Wiem, że jest też do kupienia w saszetkach, jeśli zniechęca Was takie duże opakowanie. 

Podsumowując:
  • we wcierkach najważniejsza jest systematyczność (najlepiej stosować je przed każdym myciem przez co najmniej miesiąc)
  • pierwsze efekty pojawiają się po zakończeniu kuracji, więc nie należy się zniechęcać
  • każdą wcierkę najlepiej połączyć z masażem skalpu, bo to pobudzi cebulki do wzrostu i poprawi mikrokrążęnie skóry głowy

To tyle w kwestii teoretycznej.
Znacie te wcierki? Stosujecie wcierki w pielęgnacji włosów?

Moja kolekcja maseczek do twarzy

 Do tej pory o kolekcji mogłam mówić jedynie w przypadku kosmetyków do pielęgnacji włosów. Jakoś jednak ostatnio tak się stało, że i moje zapasy maseczek do twarzy zaczęły się powiększać. Sama nie zdawałam sobie sprawy ile tak naprawdę ich mam, póki nie wyciągnęłam ich do zdjęć do tego posta. Jesteście ciekawi jakie maseczki mam w swoich zbiorach?

Te wszystkie trzy maseczki trafiły do mnie dzięki Gosi dzięki Mikołajkowej Paczce. Nie wiem gdzie można je kupić, na pewno nie w Rossmannie.
Mamy tutaj:

  • Purederm, Ujędrniająca maska żelowa.
  • Purederm, 3-etapowy intensywny zabieg zwężający rozszerzone pory, który składa się z żelu peelingującego, czarnej maski nawilżającej i kremu nawilżającego na rozszerzone pory.
  • Purederm, 2-etapowy zabieg odmładzający, składający się z ampułki regenerującej skórę i maski 3D-ślimak.
Nie wiem właściwie czemu do tej pory żadnej z nich nie użyłam, może dlatego, że wydają mi się zbyt "ekskluzywne" i jakoś mało znane.

 W skład tej trójki wchodzi:

  • Vianek, maseczka-peeling do twarzy-produkt, który pojawił się w ulubieńcach, więc wiadomo, że bardzo go lubię. Muszę go szybko wykończyć, bo ma krótką datę ważności-tylko 3 miesiące po otwarciu. Na pewno pojawi się jego recenzja.
  • Bielenda, Carbo Detox, oczyszczająca maska węglowa do cery suchej i wrażliwej-maska, która stała się bardzo znana w blogosferze. Dostępna jest w trzech wariantach. Ja jej szukałam w Rossmannie, a trafiłam na nią przypadkiem w Naturze.
  • AA, Beauty Bar, maska węglowa oczyszczająca-to mój najnowszy nabytek, też kupiony w Naturze. Ciekawe jak wypadnie w porównaniu z Bielendą.


  • Cettua, Maska oczyszczająca pory-kolejny prezent od Gosi, który nie zawiera parabenów, dodatków zapachowych i pigmentów.
  • Bania Agafii, oczyszczająca maska na wodzie chabrowej-bardzo lubię te rosyjskie maseczki. Miałam już 3 różne, ta jest czwarta.
  • Avon, Planet Spa, maseczka błotna z minerałami z Morza Martwego-to już moja druga maska z serii Planet Spa i mam nadzieję, że polubię ją tak samo jak czekoladową.


  • Body Club, Maska z komórkami macierzystymi ryżu-kupiona kiedyś na wyprzedaży w Biedronce za około 4 zł. Chyba najdłużej mi zalega, bo jakoś nie mogę się za nią zabrać.
  • Estetica, Maska czekoladowa-ma głęboko nawilżać. Zawiera ekstrakt kakaowy, masło shea i proteiny mleka. Szkoda, że nie spojrzałam dokładniej na skład, bo nie zauważyłam, że ma też wysoko w składzie parafinę:)
  • Estetica, Maska truskawkowa-tak jak dwie powyżej, kupiona w Biedronce, ta za 1,99 zł. Niestety, jak czekoladowa, ma też parafinę. Oprócz tego ekstrakt z truskawki, witaminę E i proteiny mleka.
  • Marion, Oczyszczająca maseczka z ogórkiem-kupiona w Naturze. Jest też wersja z awokado, granatem i mango. Te są chyba najtańsze ze wszystkich.
Może tego nie widać, ale najbardziej lubię maseczki w tubce (jak ta z Avon i Vianka), albo w zakręcanej saszetce, jak ta rosyjska, bo nie mam problemu z ich przechowywaniem. Z tymi w małych saszetkach mam problem, bo jak mi zostanie po otwarciu na kolejną aplikację to nie wiem, co mam z nią zrobić, żeby nie straciła swoich właściwości, gdzie ją schować, czym zabezpieczyć.

Która Was najbardziej interesuje? Od której powinnam zacząć zużywanie zapasów?

Przesyłka od FM Group

W nowościach stycznia pokazywałam przesyłkę od FM Group. Teraz, po ponad miesiącu testowania ich 4 produktów, przyszła pora na ich recenzję. Do tej pory FM Group kojarzyło mi się z firmą katalogową i taką, która ma w swojej ofercie tylko perfumy. Okazuje się, że to nieprawda.
Dostałam w paczce:


  • maskę do włosów farbowanych
  • witaminową mgiełkę do ciała
  • tusz do rzęs
  • eyeliner

Zacznę od maski. Jest z serii 'Triumph of Orchids' i ma bardzo minimalistyczne opakowanie o pojemności 200 ml. 

Ma dosyć rzadką konsystencję, która przelewa się w opakowaniu i intensywny zapach, który kojarzy mi się z męskimi perfumami.


 Nie było ze mną konsultowane czy farbuję włosy czy nie, a że NIE farbuję, nie jestem w stanie ocenić jej wpływu na ochronę koloru. Na pewno mogę stwierdzić, że włosy są po niej elastyczne, gładkie, miękkie i miłe w dotyku. Nie jest to jednak efekt, dla którego kupiłabym ją osobiście tym bardziej, że kosztuje prawie 30 zł.
Na moje oko skład jest raczej długi, ale sporo w nim fajnych olejków i ekstraktów.
Witaminowa mgiełka do ciała jest z tej samej serii co i maska. Ma fajne plastikowe opakowanie w kolorze mocnego różu. Aplikator działa bez zarzutu.

Lubię się nią psikać, ale obietnic producenta to ona nie spełnia.
  • przede wszystkim zapach nie jest subtelny, ale raczej intensywny, przynajmniej zaraz po aplikacji, to coś dla wielbicielek mocniejszych nut
  • na pewno nie nawilża skóry, bo już na drugim miejscu składu ma Alcohol Denat, który jak wiadomo, ma właściwości wysuszające
  • zapach ulatnia się bardzo szybko-już po godzinie od użycia nie czuję go w ogóle
 Na koniec dwa produkty do makijażu oczu-tusz i eyeliner.


Tusz do rzęs 3 step Mascara Perfect Black ma za zadanie: wydłużać, pogrubiać, rozdzielać i unosić rzęsy, czyli full serwis. Spełnia te zadania częściowo. Na pewno ładnie wydłuża i jest to efekt widoczny nawet bez użycia bazy, po którą teraz sięgam odruchowo. Pogrubienia nie zauważyłam, ale lekkie rozdzielenie i uniesienie rzęs już tak.


Nie podoba mi się spiralna szczoteczka, unikam takiej w przypadku maskar. Tą bardzo łatwo pobrudzić sobie górną powiekę i tym samym zniszczyć cały makijaż oka, a precyzyjne pomalowanie dolnych rzęs graniczy z cudem.

Podsumowując:
Gdyby nie spiralna szczoteczka, to efekt jaki daje ten tusz mógłby być jednym z najlepszych jakie do tej pory uzyskiwałam przy pomocy innych tuszy, bo wydłużenie jest spore ale przydałoby się też pogrubienie.

Na koniec eyeliner Carbon Black

Jest on też dostępny w odcieniu Navy Blue i Classic Brown.

To produkt, który najbardziej mi się spodobał z całej czwórki. 
Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś sięgne po liner w pisaku po nieudanym produkcie z Catrice, a ten okazał się świetny.



  •  przede wszystkim czerń jest naprawdę czarna
  • aplikacja jest łatwa i bezproblemowa, końcówka się nie rozdziela i łatwo namalować nią precyzyjną kreskę, ewentualnie coś poprawić i domalować
  • jest długotrwały-u mnie trzyma się cały dzień, aż do wieczornego demakijażu
  • nie blaknie w ciągu dnia, nie rozmazuje się i pięknie podkreśla oczy



 Podsumowując:
Cieszę się, że miałam możliwość przetestowania tych kosmetyków, bo gdyby nie ta współpraca to na pewno nigdy bym ich sama nie kupiła. Mgiełkę jakoś wykorzystam, bo nie zauważyłam destrukcyjnego wpływu na moją skórę, ewentualnie będzie mi służyć jako odświeżacz powietrza:) Do maski dodam jakieś półprodukty i też podrasuję jej działanie, tusz będzie mi służył jako kosmetyk na co dzień, kiedy za makijaż oka wystarcza mi tylko maskara, ale eyeliner na pewno trafi do ulubieńców w najbliższym poście z tej serii:)

Znacie FM Group?

Tani makijaż: 5 kosmetyków kolorowych za 10 zł każdy

O ile z wytypowaniem fajnych produktów do pielęgnacji w niskiej cenie nie miałabym większego problemu, o tyle te kolorowe sprawiają mi więcej trudności, ale pogrzebałam w swojej kosmetyczce i wytypowałam 5 tanich, a fajnych kosmetyków do makijażu.
Każdy z nich kupiłam za około 10 zł. Cena ta dla niektórych jest regularną, a niektóre tyle kosztowały w promocji.
Najtrudniej chyba znaleźć tani, a dobry podkład. Ja aktualnie używam fluidu matująco-korygującego z Celii. To jedyny produkt z całej piątki, który kupiłam online, bo stacjonarnie nigdzie go nie widziałam. Fakt, że nie ma u mnie w mieście żadnych małych drogerii (a myślę, że w takich łatwiej go dostać), tylko dwie sieciowe.
Na e-zebra.pl kupiłam go za 8,99 zł. Czytałam o nim sporo dobrego, ale najbardziej mnie kusił fakt, że ma podobno odcień idealny dla bladej cery, czytaj mojej. Odcień jednak nie okazał się idealny, ale daje radę. Lubię go za pudrowość jaki nadaje mojej twarzy, więc jak się śpieszę, nie muszę go dodatkowo utrwalać pudrem. Co do korygowania to mam wątpliwości, bo na pewno nie zakryje dużych niedoskonałości, ale matuje zaskakująco dobrze.

 Kolejnym fajnym produktem do makijażu twarzy jest matowy róż do policzków z Kobo. Mam go w odcieniu Marsala i kosztował  niecałe 8 zł. Jego cena regularna to około 14 zł, ale bardzo często w Naturze są obniżki -40% na całą markę, więc wtedy można go dorwać. 
Lubię go za:

  • małe opakowanie
  • naturalny efekt
  • nie pozostawianie smug
  • łatwość aplikacji
  • brak drobinek


Pora na kolejną trójkę. 
Wosk do brwi w kredce z Bell pojawił się w ulubieńcach poprzedniego roku. Kupić go można za 9,99 zł w Biedronce. Dzięki temu kosmetykowi polubiłam malowanie brwi. Nadaje naturalny efekt, ale włoski są zdefiniowane, podkreślone i wygładzone na cały dzień. Wyglądają na zadbane i utrwalone. Dostępny jest w trzech odcieniach: dla brunetek, szatynek i blondynek. 

Matowy eyeliner z Lovely w odcieniu Black kupiłam za około 4 zł na promocji -49% w Rossmannie, ale jego normalna cena nie przekracza 10 zł. To eyeliner w pędzelku, którym łatwo maluje się regularną i wyraźną kreskę. Utrzymuje się cały dzień, nie ściera, no i ma wygodny pędzelek, więc nawet taka niewprawiona makijażystka jak ja będzie zadowolona z efektu.
 Pomadka w kredce Sensique "Matte fits perfectly" w odcieniu 504 również trafiła do rankingu ulubieńców 2016 roku. U mnie spisuje się lepiej niż sławne kredki z Golden Rose. Ma świetny ciemno różowy-odcień wpadający w róż. Podoba mi się jak wpija się w ustach i pozostaje na nich na długo. Dodatkowo ma woskową konsystencję, która ściera się równomiernie i nie pozostawia brzydkich obwódek jak w przypadku GR. Kupiłam ją za 5,99 zł.
 Tak wygląda cała piątka. Jeśli jeszcze nie próbowałyście tych kosmetyków to szczerze polecam. 
Gdybym miała wskazać jeszcze inne tanie kolorowe kosmetyki, których kiedyś używałam to byłyby to jeszcze:

  • puder sypki z Wibo
  • tusz do rzęs XXL Volume, też z Wibo ( w niebieskim opakowaniu)


 Znacie te kosmetyki?
Możecie polecić jeszcze inną kolorówkę za 10 zł? Jestem bardzo ciekawa.

Denko grudzień '16/styczeń '17

Pora na podsumowanie moich zużyć kosmetycznych na przestrzeni ostatnich dwóch miesięcy. Jako, że robię denka co 2 miesiące, część produktów jest jeszcze z zeszłego roku. Standardowo śmieci podzielone są na 3 grupy:
Nie kupię ponownie:
1. Tołpa, Płyn micelarny i tonik-przede wszystkim nie zmywa makijażu, lekko podrażnia oczy, zużyłam jako tonik.
2. Farmona, Szampon wzmacniający Bamboo & Oils- przyśpieszał przetłuszczanie włosów, a to niewybaczalna wada.
3. Catrice, Ultimate Colour Be Natural-ma okropny beżowy kolor, w którym wyglądam po prostu źle i niezdrowo. Użyłam ją może ze 2 razy i więcej nie przewiduję, dlatego wyrzucam.
4.Sylveco, Peeling wygładzający-tłuścioch jakich mało, nie mogłam znieść tego uczucia na skórze, dlatego modliłam się, żeby jak najszybciej go wykończyć.
5. Bielenda, Fluid kryjący-zły nie był, ale ani nie krył, ani nie matowił jakoś szczególnie. Jego największą wadą jest jednak odcień, stanowczo za ciemny dla mojej karnacji.
6. Eveline, Krem do rąk-tragedia, wodnisty, spływał z dłoni, momentalnie zastygał i pozostawiał skórę napiętą i w złym stanie
7. Baikal Herbals, Krem na noc Anti-Age-pokładałam w nim wielkie nadzieje, co do właściwości odmładzających, a on nawet porządnie nie nawilżał.

 Nie wiem czy kupię:
8. Bania Agafii, Pomarańczowe ujędrniające masło do ciała-coś mi w nim nie pasowało, nie wiem czy konsystencja czy zapach. Nie wiem czy ujędrniał, ale na pewno uelastyczniał skórę.
9. Planeta Organica, Odżywka do włosów z organiczną oliwą z oliwek-kupiłam w zestawie z szamponem. Niczym szczególnym się nie wyróżniała, może lekko zmiękczała włosy, ale bez efektu wow. Zużyłam do emulgowania oleju.
10. Oriflame, Krem do rąk-lubiłam za zapach i miniaturowe opakowanie, idealne do torebki, właściwości nawilżających jednak posiadał mało.
11. Avon, Kredka do oczu Glimmerstick-jak na Avon to była całkiem niezła, łatwo się nią rysowało, utrzymywała się cały dzień. Szkoda tylko, że tak szybko się skończyła.
12. Jantar, wcierka do włosów-narzekałam, że nie widziałam efektów stosując ją. Teraz jednak widzę, że po jej odstawieniu mam sporo baby hair. Ma jednak sporą wadę-widocznie przyśpiesza przetłuszczanie włosów.
  • próbki olejku do ciała z Kneipp i krem upiększający z Evree-oba całkiem fajne. Olejek starczył mi aż na 4 smarowania ciążowego brzucha, krem z Evree miał fajną konsystencję. Może kiedyś kupię pełnowymiarowe opakowania.


 Kupię ponownie:

13. Avon, Płyn do kąpieli o zapachu brzoskwiniowym-ładnie pachniał i robił dużą pianę. Fajny był.
14. Suchy szampon z Biedronki-może Batiste to to nie jest, ale widocznie odświeżał włosy, nie pozostawiał bardzo widocznego białego pyłu i ładnie unosił włosy u nasady.
15.Schauma Baby, Szampon i żel do mycic ciała-przyjemny i łagodny szampon do codziennego mycia, polubiłam go zarówno ja, jak i moje dziecko, chociaż za produktami Schaumy nie przepadam.
16.Fusswohl, Krem intensywnie nawilżający-stopy były po nim gładkie i nawilżone, suche zazwyczaj pięty były dużo przyjemniejsze w dotyku.
17. Sylveco, Pomadka peelingująca-mój ulubieniec roku. Pozostawiała wargi miękkie i gładziutkie, poza tym była dobra w smaku:)
18.Maybelline, Korektor Affinitone-bardzo wydajny i przyzwoicie kryjący. Rozjaśniał skórę pod oczami, maskował drobne niedoskonałości i nie ciemniał w ciągu dnia.

Tak wyglądają moje zużycia, czyli raczej standardowo. Cieszę się, że pozbyłam się takich bubli jak peeling Sylveco czy krem do rąk z Eveline i mogę zacząć używać coś bardziej przyjemnego.

A u Was jak z denkiem? Więcej kupujecie czy zużywacie?

4 pomadki na luty

Nigdy jakąś wielką fanką makijażu nie byłam. Owszem, zaczęłam malować się już w liceum, ale to raczej dlatego że wszystkie dziewczyny się malowały. Do dzisiaj prawie codziennie sięgam po podkład i tusz do rzęs jak mam zamiar wyjść do ludzi. No chyba, że bardzo mi się nie chce i jedynym moim wyjściem jest spacer z dzieckiem to wtedy całkowicie rezygnuję z makijażu, ale nie czuję się wtedy komfortowo. 
Ten mój nieco macoszy stosunek do makijażu nie przeszkodził mi w kwestii nagromadzenia sporej ilości kolorówki. Szczególnie od czasu gdy na rynek weszły pomadki w kredce i te ze szpatułką jak przy błyszczykach, kupuję ich sporo. A raczej kupowałam, bo ostatni zakup szminkowy miałam ponad pół roku temu. Postanowiłam sobie, że muszę przynajmniej 1-2 sztukę wykończyć (wyrzucić), dopiero wtedy mogę kupić nową. 
W tym roku postanowiłam na każdy miesiąc typować pomadki, których będę używać, żeby móc w końcu wyrobić sobie o nich zdanie, no i żeby w końcu zobaczyć ich zużycie.
Na luty mam wytypowane 4 sztuki:
  • Wibo, Eliksir nr 6
  • Wibo, Million Dollar Lips nr 1
  • Lovely, Extra Lasting nr 1
  • Rimmel, Colour Rush 'Drive me Nude' nr 710

Matowe pomadki w płynie z Lovely i Wibo pójdą na pierwszy ogień. Będę je używać naprzemiennie i mam nadzieję, że dzięki temu będę wiedziała, którą bardziej lubię i napiszę później recenzję porównawczą, biorąc pod uwagę kolor, trwałość, pigmentację itp. Teraz napiszę tylko, że jak ścierałam je po zdjęciach z ręki, to wszystkie zeszły po potarciu chusteczką higieniczną, oprócz tej z Lovely.
 Kolejna dwójka to eliksir z Wibo i pomadka w kredce z Rimmela. Te eliksiry nie są już chyba dostępne, ale jedna sztuka zalega w mojej kosmetyczce. Niestety, sztyft się połamał, więc musze ją nakładać pędzelkiem, ale może to i lepiej bo wtedy aplikacja jest bardziej precyzyjna. Usta są po niej miękkie i lśniące i jakby pełniejsze.
O pomadce z Rimmela już pisałam tutaj. Lubię ją głównie za to, że dokładając warstwy otrzymujemy różne efekty.

Tutaj są swatche wszystkich kolorów w kolejności od lewej:

  • Eliksir
  • Lovely
  • Million Dollar Lips
  • Rimmel


Zamierzenie jest takie, żeby używać tylko ich przez luty (ciekawa jestem czy mi się to uda, będę chyba pozostałe pomadki musiała schować gdzieś do szafy, żeby mnie nie kusiły), żeby je maksymalnie zużyć, chociaż wiem, że kolorówkę się używa, a nie zużywa:)

Najbardziej mi zależy na wykończeniu tej w sztyfcie z Wibo, bo najdłużej zalega w mojej szafie. 

A Wam jak idzie zużywanie szminek/pomadek? A może chcecie się przyłączyć do mojej akcji zużywania kolorówki?

Na marzec pojawią się kolejne typy.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...