Ulubione lakiery na jesień

Dzisiaj mam dla Was kolejny post z akcji Karoliny "Piękna jesienią". Tym razem pokażę Wam moje ulubione lakiery do paznokci na tę porę roku, a jest ich zaledwie trójka.
Fanką malowania paznokci nie jestem tzn. lubię mieć je pomalowane, ale nie zawsze mam na to czas, poza tym moje palce i paznokcie mają brzydki kształt-są dosyć krótkie i szerokie przez co lakier nie prezentuje się tak jak bym chciała. Niemniej czasami nachodzi mnie ochota na jakiś kolor, wtedy czuję się bardziej zadbana i cały strój staje się kompletny z pomalowanymi paznokciami:)
 Zaczniemy od Wibo z serii 1 coat manicure nr 9.
 Producent opisuje go jako:


Innowacyjna formuła jednowarstwowa. Konsystencja zapewnia idealne krycie już przy pierwszej warstwie. Szeroki pędzelek doskonale obejmuje kształt paznokcia, pozwalając cieszyć się perfekcyjnie wykonanym manicure. Szybki czas schnięcia, lakier nie odpryskuje, nie wymaga korekty. Kolekcja 21 najmodniejszych kolorów.
  •  Lubię go jedynie ze względu na kolor-coś pomiędzy ciemnym różem, fioletem a maliną. Nie jest oczywisty i to po mi się podoba.
  • Na pewno nie kryje całkowicie już przy pierwszej warstwie-ja najczęściej nakładam dwie, a czasem i trzy, żeby być zadowoloną z efektu.
  • Trwałość, jak w większości lakierów Wibo jest marna-bez uszczerbku przeżyje na paznokciu zaledwie 2-3 dni.
Kolejny gagatek to niebieski lakier z Eveline Long Lasting Nail Enamel. Niestety na buteleczce nie ma nr i na stronie producenta też go nie widzę. Kupiłam go jakiś czas temu w Biedronce. Nie przytoczę więc obietnic producenta-wiem na pewno, że jest to lakier długotrwały.

Tego też nakładam co najmniej jedną warstwę i maluje się nim naprawdę dobrze-nie pozostawia smug, lakier dobrze się rozprowadza, pędzelek się nie rozwarstwia.

  •  Przy dwóch warstwach spokojnie mogę go nosić przez 3 dni, nie strasząc przy tym odrapanymi paznokciami.
  • Podoba mi się bardzo kolor jest to głęboki, niebieski prawie granat z metalicznym połyskiem
I ostatni to najnowszy nabytek z całej trójki-Wet Cement od Wet 'n Wild, kupiony kiedyś na promocji w Naturze za lekko ponad 5 zł. 
Lakier ten ma największa pojemność, bo aż 13,5 ml. Najbardziej luksusową buteleczkę z wygrawerowanym logo firmy i szeroki pędzelek, który ułatwia malowanie.
Amerykański producent obiecuje, że lakier ma się utrzymywać 5 dni.

  • Lubię go za kolor, który jest najbardziej neutralny z całej trójki-lekko rozmyty brąz z dodatkiem khaki i szarości.
  • Z całej trójki ma najlepszą trwałość-przy dwóch warstwach spokojnie trzyma się 4 dni, a z top coatem nawet i 6.


To tyle na dzisiaj. Wielką lakieromaniaczką nie jestem, ale ostatnio mam coraz większą ochotę na hybrydy i może któregoś dnia się odważę-kusi mnie 3-tygodniowa trwałość:)


Który kolor podoba Wam się najbardziej?

P.S. Nie ma prezentacji na paznokciach, bo widzę jak brzydko prezentują się moje szerokie i niezgrabne z Waszymi smukłymi i długimi:)

Wcierka Jantar w nowym wcieleniu + super nagrody do wygrania

Może pamiętacie, a może i nie jak pewnego dnia słynna wcierka Jantar od Farmony pojawiła się wśród trzech kosmetyków do włosów, których więcej nie kupię. Głównym moim zarzutem przeciwko niej było tragiczne opakowanie-szklane z otworem jak w Amolu, z którego wydobycie produktu było bardzo niewygodne, a czasami wręcz niemożliwe. Dlatego ucieszyłam się, że na rynek wchodzi jej nowa wersja-w nowocześniejszym i wygodniejszym opakowaniu. Czy oprócz opakowania zmieniło się i działanie, z którego też nie byłam do końca zadowolona?
 Pudełko wcześniej było bardziej bursztynowe, teraz przeważa kolor srebrny. W środku znajdziemy buteleczkę z atomizerem z ciemnego plastiku, która ma za zadanie chronić produkt przed promieniami słońca. To drastyczna zmiana wobec poprzedniej szklanej, ciężkiej butelki z otworem, którą trzeba było potrząsać aby wcierka dostała się na skalp.

Tu mamy atomizer " z dzióbkiem" dzięki czemu aplikacja jest bardzo łatwa i wygodna i kosmetyk dociera tam gdzie powinien, czyli na skórę głowy.
Producent zmienił także zalecenia co do używania.
  • Wcześniej należało nakładać wcierkę codziennie przez 3 tygodnie, a następnie zrobić tygodniową przerwę w kuracji.
  • Teraz należy ją stosować codziennie, aż do momentu uzyskania widocznej poprawy stanu włosów, przez minimum 4 tygodnie, a następnie dla podtrzymania efektu 2 razy w tygodniu.

 Starałam się nakładać wcierkę codziennie i dzięki temu atomizerowi nie wkurzałam się już przy używaniu. Przy pryskaniu na skalp pojawiała się piana, czego nie zauważyłam po poprzedniej wersji, ale być może to po prostu wina aplikacji a nie samych właściwości produktu.

 Porównując stary i nowy skład, nie znalazłam różnic.
 Nadal Jantar ma 91 % składników naturalnych, 0 % parabenów, alkoholu etylowego i barwników.
Zawiera za to m.in.
  • wyciąg z tytułowego bursztynu
  • wyciąg z bluszcza pospolitego
  • ekstrakt z jasnoty białej
  • wyciąg z nagietka
  • witaminy A,E i F
  • d-pantenol
A jak z działaniem?
Czekacie pewnie na zdjęcia dokumentujące moją wielką przemianę z Jantarem, długości do pasa i wysyp baby hair. Niestety, nic takiego nie nastąpiło. Nie zauważyłam ani szczególnego wzmocnienia włosów ani zahamowania wypadania-włosy lecą mi ostatnio jak szalone i niestety ta wcierka nic nie zmieniła w tej kwestii. Chyba muszę zacząć łykać jakiś suplement.
Ale są dwa plusy Jantaru-już nie przetłuszcza mi tak włosów jak wcześniej, mogę więc go stosować nawet w dni kiedy nie planuję mycia włosów, no i opakowanie na pewno posłuży mi w przyszłości do innych mikstur na włosy.
Ta recenzja, chociaż bez ochów i achów bierze udział w konkursie organizowanym przez Farmonę:
Przemiana moich włosów z Jantar.
Wygrać mogę zarówno ja (Waszymi głosami), jak i Wy (głosując i komentując). Do wygrania są te super nagrody:
Od jutra będzie można głosować na stronie http://www.jantarhair.com.pl/, zaczynając swój komentarz od słów: "Moja przemiana z Jantar..."
Ja bym zaczęła tak-Moja przemiana z Jantar miała być niebywała i zaskakująca:)

Powodzenia:)

Czy Jantar zmienił Wasze życie i Waszych włosów?

Moje wszystkie pomadki do ust/Ulubione pomadki na jesień

Dzisiaj kolejna część akcji Karoliny "Piękna jesienią". W tym poście będą rządziły produkty do ust. Pokażę całą kolekcję moich kolorowych kosmetyków, a na koniec zaprezentuję te, które jesienią używam najczęściej.
Pomadki w kredce:
Dla mnie to najwygodniejsza forma aplikacji i dlatego, gdy tylko weszły na rynek, kupuję co jakiś czas nowe, bo liczę, że w końcu znajdę pomadkę, która będzie mi odpowiadała zarówno kolorem, trwałością jak i efektem na ustach. Mam pomadki 4 firm.
  • Celia, Lips on top nr 10-jak dla mnie zbyt kremowa, mało trwała, a i kolor wpadający w brąz nie bardzo mi odpowiada
  • Lovely, Color Wear-najtańsza, ale najgorsza, nr 3 jest zbyt cukierkowy, dodatkowo formuła jest tępa, kredka sucha, ciężko mi się ją nakłada i podkreśla suche skórki, jedynie z pomadką ochronną jako bazą daje radę
  • 3 x Rimmel, Colour Rush-  Drive Me Nude, Give me a cuddle (jest dla mnie zbyt różowy) i All you need is pink (nie jest wbrew nazwie różowy, a czerwony-zbyt jaskrawy dla mojej cery)
  • Kobo, Fashion Color, nr 202 Naturel-kremowa kredka, ale sztyft trochę się trzęsie i to mi przeszkadza
Matowe pomadki w płynie:

  • Lovely, Extra Lasting nr 1-najbardziej popularny kolor z tej serii
  • Wibo, Million Dollar Lips nr 1, j.w. , swój wygrałam, bo pewnie nie udałoby mi się ich dostać stacjonarnie.
Niedługo zrobię porównanie tych dwóch pomadek, więc tu nie będę się o nich rozpisywać.
Pomadki ochronne: 

Aktualnie używam dwóch:

  • Himalaya Herbals
  • wiśniowa Nivea-ma właściwości zarówno ochronne, pielęgnacyjne, jak i barwi usta
Błyszczyki:


  • masełko do ust "soczysta malina" z BeBeauty-tu była recenzja
  • błyszczyk z Bell Milk Shake-fajny w nudziakowym kolorze, ale aplikator trochę się rozłazi
  • Bielenda, wazelinka do ust, w kolorze Soft Rose
  • Hean, matowy błyszczyk w odcieniu 104 Sporty Nude-zamysł z formułą błyszczyka jest fajny, ale kolor dla mnie nietrafiony. Pisałam o nim tutaj.

Tradycyjne pomadki:

Mam tylko trzy, ale nakładam je pędzelkiem i są w takim stanie, że nie nadają się do pokazania. Te są przeze mnie najmniej lubiane i najrzadziej używane.

  • Catrice, nr 130 Frozen Rose z serii Ultimate Colour
  • Catrice, nr 010 Be Natural z serii Ultimate Colour -blady, cielisty kolor, który na ustach wygląda niezdrowo
  • Wibo Elixir, nr 6-to już chyba wycofana seria-całkiem ładny kolor, przyjemna konsystencja, ale słabo z trwałością


Matowe pomadki w kredce:

  • Lovely, konturówki w nr 1 i 2-używam na całe usta, tanie jak barszcz, trwałość zadowalająca i dają ładny efekt na ustach
  • Golden Rose, Matte Lipstick Crayon, nr 08 i 10-dziesiątka to kolor super do dziennego makijażu, a 08 jest elegancki, kobiecy i ciemny
  • Sensique, Matte Fits Perfectly, nr 404 i 402. Pisałam o nich więcej tutaj.
Ulubione na jesień: 


Jesienią najczęściej używam 4 powyższych pomadek:

  • Sensique, nr 404
  • Golden Rose, nr 08
  • Wibo, nr 4
  • Rimmel, Colour Rush, Drive me Nude


Tak wygląda moja ulubiona jesienna czwórka. Cieszę się, że na rossmannowskiej promocji żadna kolorowa pomadka mi nie przybyła, bo i tak tych nie zużyję pewnie do końca życia. Największe zużycie widać na tej z Rimmela, więc to o czymś świadczy:)

A jakie są Wasze ulubione jesienne pomadki? Na jakie kolory stawiacie w tym okresie?

Aktualnie ulubione: maska i odżywka do włosów

 Dawno nie było żadnego wpisu poświęconego produktom do włosów, bo i od dawna nie udało mi się trafić na takie kosmetyki, które by moim puszącym się włosom odpowiadały. Ostatnio jednak znalazłam maskę i odżywkę, które używam z prawdziwą przyjemnością. Mowa o balsamie do włosów suchych i zniszczonych z olejem arganowym i granatem z Green Pharmacy i masce nawilżającej z aloesem NaturVital. Oba produkty kupiłam swego czasu w Naturze.

Zaczniemy od balsamu. Kosztował jakieś 6 złotych za pojemność 300 ml. Dlaczego go polubiłam? O tym trochę później.
Opakowanie to buteleczka z ciemnego plastiku, pierwotnie do zakrętki była jeszcze doczepiona ulotka z opisem zalet produktu i innych kosmetyków Green Pharmacy. Całość prezentowała się dosyć babcinie, ale urokliwie. 
Skład jest emolientowy i oprócz tytułowego olejku arganowego i ekstraktu z granatu, znajdziemy tu jeszcze olej słonecznikowy i witaminę E. 
Konsystencja jest w sam raz, lekko przezroczysta, nie za gęsta dzięki czemu balsam łatwo się rozprowadza na włosach, ale czasami zdarzyło mi się, że wyleciał z opakowania, jak za mocno potrząsnęłam buteleczką. 

 Za co go tak polubiłam? Przede wszystkim za uniwersalność:

  • można go stosować pod olej, żeby włosy bardziej go "spiły"
  • można nim emulgować olej
  • stosować po myciu jak nakazuje producent
  • może być odżywką bez spłukiwania-opcja dla falowanych i kręconych włosów
  • do golenia nóg
Mnie zaskoczył, bo jakoś za marką Green Pharmacy nie przepadam i np. ich szampony nie przypadły mi do gustu, a ten balsam jest bardzo fajny. Przede wszystkim nadaje włosom niesamowity blask, dzięki czemu wyglądają na zdrowsze i mocniejsze. Ładnie je wygładza, ale fryzura zachowuje przy tym objętość.
Jako odżywka bez spłukiwania-włosy są wygładzone i ujarzmione, co przy moich puszących się wcale nie jest takie łatwe do osiągnięcia. Dodatkowo ładnie podkreśla fale.


 Drugim produktem jest maska-widmo. Można ją kupić tylko w Drogerii Natura, ale nawet i tam często jest wyprzedana. Ja kupiłam ją kilka miesięcy temu za około 14 złotych, ale zaczęłam używać dopiero od niedawna. 
 Skład jest dosyć krótki i naturalny-na trzecim miejscu znajduje się sok z liści aloesu, a na szóstym ekstrakt z jałowca.
Producent zaleca trzymać ją na włosach 3 minuty, ale dla mnie byłaby to profanacja (maska przez ten czas nie ma szans, żeby zadziałać, a cennych składników jest sporo), więc najczęściej trzymam ją na włosach 15 minut, często owijając głowę jeszcze folią i ręcznikiem.

 Pojemność to 300 ml, a opakowanie dosyć niestandardowe. Bo nie ma tu typowej nakrętki, ale wieczko, które otwiera się na "klik". W środku mamy papierek, który zabezpiecza produkt. 
 Konsystencja maski jest w kolorze jasnożółtym z widocznymi pęcherzykami i drobinkami w kolorze zielonym, to chyba ten aloes. Przypomina mi gęsty mus, co sprawia, że jest wydajna. Zapach mi się również podoba-jest świeży, trawiasty, nie często spotykany w kosmetykach.
Ponieważ jest to maska humektantowa,  ma silne właściwości nawilżające, co widać na włosach bardzo wyraźnie. Przede wszystkim są bardzo błyszczące i gładkie w dotyku. Wyglądają jak z reklamy, szczególnie ten efekt będzie zauważalny na prostych włosach. Moje falowane włosy wyraźnie wygładza, ale jednocześnie nadaje objętości, podkreśla fale i pięknie się układają. Po tej masce nie potrzebuję żadnej stylizacji, żeby być zadowoloną ze swojej fryzury. Po jej pierwszym użyciu byłam w dużym szoku. Warto było jej szukać.
Ze względu właśnie na obecność aloesu (humektantu) w składzie będzie świetną bazą pod olej. Mi jednak jest jej szkoda na takie jej używanie, dlatego funduję ją sobie co najmniej raz w tygodniu jako kompres. 
Trzeba jednak pamiętać, że w okresie jesienno-zimowym, kiedy na dworze jest wilgotno, a w pomieszczeniach działa ogrzewania, może powodować puch. Można dodać więc kropelkę dowolnego olejku, żeby to ryzyko ograniczyć.

To tyle na dzisiaj. Jeśli jeszcze nie miałyście tej maski, radzę na nią zapolować, na pewno będziecie zadowolone.

Miałyście? Możecie polecić mi jakiś kosmetyk Green Pharmacy?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...