Hity i kity 2017 roku

Pora podsumować miniony rok pod względem kosmetycznym. W przeciwieństwie do poprzedniego roku wypróbowałam wiele kosmetyków do włosów, ktore przypadly mi do gustu, co mi-niestrudzonej włosomaniaczej testerce nie zdarza się zbyt często. Trafiłam tez na dwa fajne kosmetyki do makijażu, bez których nie wyobrażam już sobie dzisiaj funkcjonowania, a żeby nie było tak milo na koniec pokażę 4 kity.

Jednak od udanych produktów zaczniemy.
  • szampon i odżywka Nature Moments od Schauma

To największe zaskoczenie tego roku, bo Schauma do tej pory sprawiała mi więcej szkody niż pożytku. Po ich perłowych szamponach dostawałam łupieżu i świądu, a w tym szamponie z miodem mamy żelową konsystencję, czyli coś co mi bardzo opowiada. Sam szampon świetnie oczyszcza włosy, sprawia, że są lekkie, błyszczące i gładkie, nie powodując przy tym nadmiernego przetłuszczania.
Odżywka natomiast sprawia, że włosy są miękkie, gładkie, łatwo się rozczesują, ale  co mi się najbardziej podoba to fakt, że podkreśla delikatny skręt moich fal, niwelując puszenie.
  • serum oczyszczające z Bionigree

Często przewijało się na blogach w zeszłym roku, dlatego ucieszyłam się, że i ja mogłam je przetestować. Lubiłam je za pipetę, która pozwalała na precyzyjną aplikację. Po jego nałożeniu czułam chłód i mrowienie, więc miałam wrażenie, że penetruje mi skórę głowy, dzięki czemu wszelkie inne wcierki miały większą szansę, żeby zadziałać.
Po serum włosy były ładnie uniesione u nasady i mniej się przetłuszczały. 

  • suchy szampon Pantene Volume Booster

To kolejne zaskoczenie ubiegłego roku. Kupiłam go, bo był w promocji, a okazało się, że to najlepszy suchy szampon jaki kiedykolwiek stosowałam. Przede wszystkim nie pozostawia nalotu na moich ciemnych włosach, choć do nich przeznaczony nie jest. Z atomizera wydobywa się przezroczysty spray, jak lakier do włosów. Włosy po nim są świetnie odświeżone, uniesione u nasady, świetnie się układają i wydaje się jakby ich było więcej. Dzięki Pantene nawet drugiego dnia po umyciu mogę je nosić rozpuszczone, co mi się rzadko zdarza, bo zazwyczaj były przyklapnięte i nadawały się tylko do związania.

  • żel węglowy Bielenda

Ma miły, arbuzowy zapach i używa się go z przyjemnością, bo mnie jego czarny kolor przyciąga, a nie zniechęca. Nie powoduje podrażnienia ani szczypania oczu. Skórę pozostawia czystą, gładką, oczyszczoną bez uczucia ściągnięcia czy dyskomfortu. Mam wrażenie, że po nim lepiej wchłaniają się wszelakie kremy i sera. 

  • pianka do mycia ciała od Nivea

Przede wszystkim spodobała mi się konsystencja musu, która jest bardzo lekka i puszysta i z przyjemnością się jej używa. Myje i jednocześnie pielęgnuje ciało. Po jej użyciu jest gładkie, miękkie, nie wysuszone i użycie balsamu nawilżającego nie jest niezbędne. To taki czaso- i kąpieloumilacz, który fajnie mieć w swojej łazience. 

  • rozjaśniacz do podkładu Kobo

Nie wiem jak ja do tej pory bez niego się obchodziłam. Standardem jest, że większość podkładów jest dla mnie za ciemna, więc obecność rozjaśniacza to od pewnego czasu u mnie konieczność. Dzięki niemu mogłam znowu zacząć używać podkłady, które do tej pory używałam sporadycznie albo tylko po zastosowaniu samoopalacza. Rozjaśniacz dodany do fluidu w proporcji 1:1 wyraźnie zmienia jego odcień na 1-2 tony jaśniejszy, nie zmieniając jednocześnie właściwości. Nie wiem jednak czy go jeszcze spotkam, bo to chyba jakaś wersja limitowana była. 
  • eyeliner w pisaku z FM Group

Dzięki niemu polubiłam rysować kreski na górnej powiece. Wychodzą precyzyjne, równe, już za pierwszym pociągnięciem. Nie rozmazuje się, ani nie blaknie w ciągu dnia. 

Przechodzimy do rozczarowań. Nie są to produkty, które zrobiły mi krzywdę, ale po prostu spodziewałam się po nich o wiele więcej, a tymczasem zawiodło mnie ich działanie.


  • peeling cukier trzcinowy & sól morska z Organic Shop 

W peelingu zawiodła mnie zarówno konsystencja, która jest glutowata, nie da jej się ładnie rozdzielić i zawsze gdzieś ląduje na wannie, jak i jego działanie. Nie działał dobrze jako peeling, tj. nie ścierał naskórka, był zbyt delikatny, właściwie to bardziej się pienił i mył niż peelingował.


  • maska z zieloną glinką z Elseve
Zawiodłam się na niej bardzo i żałuję, że tak długo na nią polowałam. Przede wszystkim ciężko ją rozprowadzić na suchych i długich włosach. Nie zauważyłam ani zmniejszenia przetłuszczania ani uniesienia włosów u nasady. Dodatkowo  jest mało wydajna, a cena do pojemności i wydajnośći dosyć wysoka.

  • peeling truskawkowy z Biolove


To z kolei mocny zdzierak, aż za mocny. Skóra po jego użyciu była zaczerwieniona i podrażniona. Samo używanie było nieprzyjemne i trochę bolesne. Przeszkadzał mi też tłusty film który zostawiał-musiałam po nim użyć jeszcze raz żelu pod prysznic, a zazwyczaj peeling stosuję już po umyciu się. 


  • krem BB z Garniera z minerałami
Miał być alternatywą dla tradycyjnego podkładu w dni kiedy nie zależy mi na super wyglądzie. Niestety, na nim też się zawiodłam. Niestety, głównie na kolorze, który niby jest przeznaczony dla jasnej cery, a jest o wieeeele za ciemny. Moja twarz wygląda na pomarańczową i mocno odcina się od szyi.  Nie matowi, nie zapobiega błyszczeniu, nawet dokładanie kolejnych warstw pudru matującego nie ratuje sprawy. 
Dodatkowo jest rzadki i zawiera w składzie Alcohol Denat.

No, podsumowanie zakończone. Planuję jeszcze dwa posty dotyczące kosmetyków z ubiegłego roku, ale to będą zestawienia, więc mam nadzieję, że przypadną Wam do gustu i że uda mi się je opublikować jeszcze w tym tygodniu.

Znacie powyższe kosmetyki? Jaki był Wasz największy hit lub kit minionego roku?

P.S. Przepraszam za takie zdjęcia-każde z innej bajki, ale te kosmetyki już dawno zużyłam, a coś musiałam pokazać:)

Zaległe denko z 2017 r.

Miałam małą przerwę w blogowaniu, a wszystko to zasługa laptopa, który nadal zresztą jest w naprawie, ale korzystam z uprzejmości i sprzętu innych:) 
Pora więc na denko, którego nie udało mi się opublikować w minionym już roku. To będzie ostatnie takie dwumiesięczne podsumowanie (zawsze robiłam denka co dwa miesiące) z listopada i grudnia. Od tego roku będą posty z zużyciami co miesiąc, nieważne czy zużyję dwa produkty czy dziesięć.
W denku, w odróżnieniu od pozostałych, mało jest produktów, które nie przypadły mi do gustu i do których nie chciałabym już wracać.
Nie kupię ponownie:
  • Dermiss, Olejek do demakijażu-do demakijażu się nie nadawał, do mycia był trochę lepszy, ale i tak nie będę go szukać w sklepach.
  • Organic Shop, Peeling Cukier trzcinowy i Sól morska-słabo ścierał, miał glutowatą konsystencję.

  • Blistex & Balsam Neutrogena z maliną nordycką-ślizgały się po ustach i dawały ułudę nawilżenia.
  • Miss Sporty, Puder brązujący Tan Up-ja jakiejś wielkiej umiejętności malowania nie mam, więc na moje możliwości był ok, ale denerwowało mnie tandetne opakowanie, w którym wieczko zaraz się urwało, a cały puder pokruszył.

Nie wiem czy kupię:
  • szampon i odżywka Petal Fresh-dobrze nawilżały, ale szampon miał trochę tępą formułę, a odżywka za słabo dociążała moje puszące się włosy.
  • serum Regenerum-fajnie się sprawdzało jako baza pod makijaż, ale nie regenerowało, poza tym ma wosk syntetyczny w składzie.
  • lipowy płyn micelarny Sylveco-delikatny, nie podrażniał oczu, ale tez nie zawsze radził sobie z demakijażem.

  • intensywnie regenerujący balsam do ciała z Biedronki-fajnie nawilżał, ale bielił skórę, dodatkowo miał niezbyt przyjemny, zbyt intensywny zapach.
  • chusteczki do higieny intymnej O'Linear-fajne, bo każda chusteczka była osobno zapakowana, ale jednak wolę te z Facelle, bo są bardziej nasączone.
  • serum do rzęs 8w1 z Eveline-świetnie wydłużało i pogrubiało rzęsy nałożone jako baza pod tusz, ale jako odżywka nie zauważyłam zmian.
  • deo Balea o malinowym zapachu-nic specjalnego, chociaż krzywdy nie zrobił.

Kupię ponownie:

  • mus pod prysznic Nivea-bardzo polubiłam jego formule i delikatność, chętnie bym sięgnęła po inna wersję zapachową.
  • krem regenerujący do rak Garnier-bardzo treściwy i idealny na zimę. Żałuję, że tak pózno go odkryłam.
  • żel węglowy z Bielenda-świetnie mył, oczyszczał, nie podrażniał, ani nie ściągał skóry i miał przyjemny arbuzowy zapach.
  • maska i peeling Perfecta-lubię produkty 2 w 1, zarówno peeling jak i maska świetnie oczyszczały skórę.
  • chusteczki do demakijażu BeBeauty-niezastąpione na wyjazdach, a na co dzień używałam ich do wycierania rąk po podkładzie.

  • żel aloesowy z Gorvity-bardzo lubiłam, bo to produkt uniwersalny. Teraz jednak mam ten z Holika Holika i myślę, że polubię go jeszcze bardziej.
  • olejek makadamia z Marion-używałam do twarzy, uelastyczniał skórę, nie powodował zapychania, wydajny, mimo niewielkiej pojemnośCi.
  • podkład Perfect Tone z Lirene-świetny fluid rozświetlający idealnie nadający się do mojej bladej cery.
  • serum oczyszczające do skóry głowy z Bionigree-super oczyszczało, unosiło u nasady i zmniejszyło przetłuszczanie włosów, żałuję tylko, ze tak szybko mętnieje.
  • pasta Liście Manuka z Ziaji-mega zaskoczenie, jeden z lepszych peelingów do twarzy jaki miałam i w dodatku tani jak barszcz. 

Zużyte 23 produkty, a więc jest bardzo dobrze. Te lądują do kosza, a kolejne podsumowanie zużytych kosmetyków pojawi się pod koniec stycznia, ewentualnie na początku lutego.

Lubicie robić denka? Jak Wasze zużycia?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...