Czarna porzeczka od Joanny, czyli peeling myjący

Zjadłam już dwa pączki, więc Tłusty Czwartek uważam za odpowiednio uczczony (chociaż jeszcze będą się robiły faworki i róże, więc podejrzewam, że na nie też się skuszę i dalej będę świętować). Na  razie jestem jednak najedzona i gotowa, żeby opisać wam kolejny produkt, który kupiłam podczas ostatniej promocji w Biedronce. Mgiełka upiększająca z Timotei, o której pisałam tutaj, nie była najszczęśliwszym zakupem. Czy z peelingu myjącego Joanna Naturia jestem bardziej zadowolona? Zaraz się przekonacie.
Kiedyś miałam wersję pomarańczową i nie pamiętałam jak się spisywała. Jest jeszcze dostępne kiwi, truskawka, czarna porzeczka, grapefruit, gruszka i żurawina. Wydałam więc 3,49 zł, tym razem na czarną porzeczkę, aby sobie przypomnieć działanie tego peelingu. 

Producent reklamuje:
Peeling myjący o owocowym zapachu doskonale wygładza i odświeża ciało. Specjalnie dobrana receptura zawiera nawilżający ekstrakt owocowy oraz drobinki ścierające, które usuwają zanieczyszczenia i martwe komórki naskórka.
Wspaniałe rezultaty:
-oczyszczona i odświeżona skóra
-gładsza i milsza w dotyku
-przyjemnie pachnąca

Skład: Aqua, Polyethylene, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Glycerin, Disodium Laureth-3, Sulfosuccinate Coco-Glucoside, Glyceryl Oleate, Acrylates / C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Xanthan Gum, Triethanolamine, Polyquaternium-7, Coceth-7PPG-1-PEG-9 Lauryl Glycol Ether, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Actinidia Chinesis Fruit Extract, Propylene Glycol, Disodium EDTA, Parfum, Butylphenyl Methylpropional, Hexyl Cinnamal, Linalool, Synthetic Wax, DMDM Hydantoin, Methylchloroisothiazolino ne, Methylisothiazolinone, CI:19140, CI:42090, CI:77499.

Opakowanie: miękka, poręczna, plastikowa buteleczka, z której łatwo wycisnąć produkt.
Zapach: mocno porzeczkowy, który nie utrzymuje się zbyt długo na skórze.
Cena: 3,49 zł za 100 ml, co wcale nie jest tak tanio, bo za 200 ml trzeba już zapłacić 7 zł. Za 250 ml-prawie 9 zł, a w tej cenie można już dostać kilka innych peelingów.
Działanie: Zawiera niewiele drobinek w jednej "porcji" i może dlatego jego działanie jest niezbyt mocne-skóra jest lekko wygładzona i gładka, ale nie jest to jakiś spektakularny efekt. Dobrze się pieni, przez co dobrze też myje skórę. Nie podrażnia. Nie powoduje zaczerwienienia.

Plusy:
  • odświeża
  • przyjemnie pachnie
  • dość wydajny-użyłam ok.10 razy (tylko na ramiona i brzuch) i mam jeszcze pół buteleczki
  • lekko wygładza skórę
  • jest łatwo dostępny
Minusy:
  • słabo ściera naskórek
  • niemożliwe jest zużycie go do końca-na ściankach pozostaje końcówka  produktu

Podsumowując: Już wiem dlaczego wersja pomarańczowa nie zapadła na długo w mojej pamięci-ten peeling jest takim zwykłym średniaczkiem. Wg mnie bardziej myje, niż peelinguje, a od mycia są żele pod prysznic. Jeśli ktoś nie potrzebuje mocnego zdzierania, tylko odświeżenia naskórka i przyjemności z kąpieli-polecam. Sprawdzi się też na jakimś wyjeździe tygodniowym. 
Z pewnością w przyszłości sięgnę po niego ponownie, ale to raczej z ciekawości  jak pachną inne wersje. Jednak na stałe wrócę raczej do peelingów cukrowych.

Ocena: 3,5/5

Lubicie te peelingi? Jaka jest wasza ulubiona wersja zapachowa?

TAG: 40 pytań kosmetycznych

Ten tag zobaczyłam ostatnio u lasoa i tak mi się spodobał, że postanowiłam się sama otagować:) i przy okazji odpowiedzieć na 40 pytań kosmetycznych.

1. Ile razy dziennie myjesz swoją twarz?
Tak właściwie to raz (wieczorem), rano tylko przecieram ją wacikiem nasączonym tonikiem.

2. Jaki masz typ cery? 

Normalna, w kierunku suchej.

3. Co jest obecnie Twoim ulubionym produktem do mycia twarzy?

Micelarny żel nawilżający z BeBeauty. Pisałam o nim tutaj.

4. Czy używasz peelingów do twarzy?
Nie.

5. Jaka to marka?
j.w.

6. Jakiego kremu do twarzy używasz?
Ziaja z bio olejkiem z awokado. Pisałam o nim tutaj.

7. Czy masz piegi?
Mam:)

8. Używasz kremu pod oczy?
Nie, ale muszę zacząć:)

9. Miałaś kiedyś problem z trądzikiem?
Nie.

10. Używałaś kiedyś tabletek przeciwtrądzikowych?

Nie.

11. Jakiego podkładu używasz?
Kobo Professional, Trwały podkład matujący.

12. Co z korektorem?

Używam korektora Essence Stay All Day.

13. W jakiej tonacji jest Twoja skóra twarzy?
Bladej:)

14. Co sądzisz o sztucznych rzęsach?
Miałam je przyklejone raz w dniu ślubu ;-) Chciałabym umieć je sama przyklejać na jakieś większe okazje.

15. Czy wiesz, że maskary powinno się zmieniać co 3 m-ce?
Wiem, ale używam  ich do tej pory, aż nie wyschną.

16. Jakiej maskary teraz używasz?

MaxFactor, False Lash Effect Fusion Volume and Length.


17. Sephora czy MAC?

Sephora.

18. Masz kartę pro do MAC?

Nie.

19. Jakich narzędzi używasz do aplikowania makijażu?
Własnych palców:)

20. Używasz bazy pod cienie?
Nie.

21. Używasz bazy pod makijaż?
Nie.

22. Ulubiony kolor cienia do powiek?
Brąz.

23. Kredka do oczu, czy eyeliner w płynie?
Kredka.

24. Jak często dźgnęłaś się w oko kredką?
Nie pamiętam, więc chyba niezbyt często:)

25. Co sądzisz o pigmentach/ sypkich cieniach?
Dają fajny efekt na powiekach.

26. Używasz kosmetyków mineralnych?
Nie.

27. Ulubiona szminka?

Catrice Ultimate Colour, 130 Frozen Rose

28. Ulubiony błyszczyk?

Błyszczyk H&M, Soft Vanilla


29. Ulubiony róż?
Nie mam. Wolę bronzery.

30. Kupujesz kosmetyki na e-bay/Allegro?
Tak.

31. Lubisz kosmetyki z drogerii?

Lubię. Tam kupuję najczęściej.

32. Czy kupujesz swoje kosmetyki od ulicznych sprzedawców lub na bazarach?
Nie

33. Czy chciałabyś chodzić na lekcje wizażu?
Tak.

34. Czy zdarza Ci się niezdarnie nakładać makijaż?
Zdarza się, chociaż zawsze staram się wykonywać  go jak najlepiej.

35. Zbrodnia w makijażu, której nie możesz przeżyć?

Ciemna konturówka do jasnej szminki, podkład odcinający się od szyi (nie mówię tego na własnych przykładzie:)

36. Lubisz kolorowe makijaże?
Podobają mi się na kimś, ale sama bym się nie odważyła.

37. Która gwiazda wg Ciebie ma zawsze świetny makijaż?
Eva Longoria

38. Jeśli miałabyś wyjść z domu używając tylko jednego produktu, co by to było?
Krem BB.

39. Czy wychodzisz z domu bez makijażu?

Tak.

40. Czy sądzisz, że wyglądasz dobrze bez makijażu?
Kiedy patrzę w domu w lustro to sądzę, że tak, ale moja pewność siebie trochę mija  kiedy już wyjdę na zewnątrz.

Jeśli macie ochotę zrobić ten tag, to zapraszam. Chętnie poczytam wasze odpowiedzi. Zostawcie linki jakby co:)

Zabieg laminowania Marion + efekt na moich włosach


Od kilku dni planowałam, żeby ostatnią niedzielę lutego poświęcić na pielęgnację włosów. O tych planach musiał się w jakiś niecny sposób dowiedzieć mój 10-miesięczny synek, gdyż właśnie dzisiaj obudził mnie o 6 rano. Ja rozumiem, że planów trzeba się trzymać, ale dlaczego od bladego świtu? Trzymał się dzielnie i nie chciał ponownie zasnąć. Ogarnęłam go więc szybciutko, podrzuciłam mężowi i poszłam testować zabieg laminowania Marion (tym sposobem mam post gotowy o godzinie 13:)

Co miało mi to dać wg producenta?
Laminowanie to zabieg, dzięki któremu w szybki i prosty sposób można uzyskać efekt doskonale prostych i wyjątkowo gładkich włosów. Składniki aktywne dodatkowo je kondycjonują i odżywiają. Płynna keratyna, wnikając w głąb włosów, przyczyna się do ich odbudowy, zapewnia im zdrowy wygląd, gładkość i naturalny połysk. Proteiny pszenicy pielęgnują strukturę włosów, wygładzając ją i wzmacniając.  Kompleks składników nawilżających gwarantuje natychmiastowe, optymalne i długotrwałe nawilżenie włosów.
Ten cały zabieg kosztował 2,79 zł (bez promocji) w Drogerii Natura ( w promocji był za 2,00 zł). Zawiera 2 saszetki (jedna powinna wystarczyć na jedno użycie) i całkiem porządny czepek foliowy, który ma wzmocnić działanie całego zabiegu.
Chciałam wierzyć w zapewnienia producenta, tym bardziej, że tradycyjne laminowanie żelatyną się u mnie kompletnie nie sprawdziło. Zrobiłam więc wszystko zgodnie ze sposobem użycia:
  1. Umyłam włosy delikatnym szamponem, osuszyłam lekko ręcznikiem i rozczesałam.
  2. Rozprowadziłam zawartość saszetki na włosach (pominęłam nasadę). Rozczesałam znowu.
  3. Założyłam czepek i ręcznik na głowę.
  4. Odczekałam 15 minut.
  5. Dokładnie spłukałam włosy
  6. Pozostawiłam do wyschnięcia.
Spodziewałam się tafli lśniących, gładkich włosów (jak u tej babki na opakowaniu). Po wyschnięciu wyglądały tak:
Tafli nie zauważyłam, ale za to włosy były:

  • bardzo miękkie
  • bardzo gładkie
  • nawilżone, szczególnie na końcach
  • nie obciążone 
  • po 2-3 godzinach od wyschnięcia, rozprostowały się, więc z tyłu już nie mam tych niby-fal

Minusów nie widzę. Ten zabieg zadziałał jak porządna, nawilżająca maska. I o ile maski często obciążają moje grube włosy-teraz były nawilżone ale nie obciążone. Myślę, że efekt byłby jeszcze lepszy, gdybym włosy wysuszyła na szczotce (następnym razem tak zrobię), ale i tak jestem bardzo zadowolona.
Znacie ten zabieg? A może wolicie tradycyjne laminowanie żelatyną?

Podejmij wyzwanie! Przez 40 dni nie kupuję kosmetyków!:)

Postanowiłam przyłączyć się do kolejnej akcji, której tytuł mówi wszystko. Pod ostatnim postem jedna z Was napisała, że zrobiłam duże zakupy i że ona takich w pół roku nie robi, co ja w niecały miesiąc. To dało mi do myślenia, że rzeczywiście-kupiłam coś nowego, a przecież w szafie czeka na mnie tyle zapasów-co najmniej 2 maski do włosów, 2 odżywki, kilka szamponów, olejki. To właśnie z kupowaniem produktów do włosów mam największy problem tzn. kupuję ich najwięcej mimo, że tego nie potrzebuję. Dlatego też dołączam się do akcji zapoczątkowanej przez Naomi.

Kilka zasad aby wszystko przebiegło tak jak trzeba. 
  1. Akcja trwa od 23 lutego do 3 kwietnia włącznie. W tych dniach nie kupujemy żadnych kosmetyków.
  2. Na zgłoszenia czekam do 23 lutego do godziny 12:00. Aby mi było wszystko łatwiej "ogarnąć" chciałabym aby zgłoszenia były wysyłane na mój e-mail naomi.bloguje@gmail.com. W tytule wpisujemy "Akcja - 40 dni", a w treści adres bloga.
  3. 23 lutego opublikuje notkę, w której opublikuje listę osób biorących udział w akcji wraz z linkami do blogów.
  4. Aby o akcji dowiedziało się jak najwięcej osób chciałabym aby każda uczestniczka zamieściła na swoim blogu baner z linkiem do tego wpisu (ew. można np. udostępnić informację o akcji np na facebook-u). Głównie zależy mi aby o akcji dowiedziało się jak najwięcej osób. Miło mi będzie jeśli napiszecie odrębną notkę o akcji lub wspomnicie pod najnowszą notką.
  5. Po zakończeniu akcji chciałabym aby osoby biorące udział wysłały mi na mejla wiadomość z informacją czy akcja zakończyła się sukcesem, czy porażką. Jeśli niestety tym drugim to prosiłabym o o podanie dokładnej kwoty. W punkcie 6 dopuszczam maksymalną kwotę i w e-mail-u proszę o informację, czy się wykorzystało tą kwotę. E-mail wysyłamy na ten sam e-mail co zgłoszenie, również w tytule wpisujemy to samo. Na wiadomości czekam do 7 kwietnia.
  6. Domyślam się, że może się zdarzyć, że czegoś nam zabraknie i konieczny będą zakupy, dlatego dopuszczam maksymalną kwotę, którą można wydać to 30 zł. Ja oczywiście w stosunku do siebie będę bardziej restrykcyjna i mój limit wynosi 0 zł.
  7. Ja po 7 kwietnia wszystko jak najszybciej zbieram w całość i publikuję posta podsumowującego całą akcje. 

40 dni to wcale przecież nie tak długo. Zaoszczędzę. Zużyję to co mam już otwarte, a być może napocznę moje zapasy zachomikowane w szafkach i szafeczkach. Coś czuję, że będę zaskoczona co ja tam tak naprawdę mam. Chcę udowodnić sobie, że to ja rządzę moim portfelem a nie odwrotnie. Kosmetyków, które mam w zapasie na pewno starczy mi na te 40 dni akcji. Obawiam się tylko, że gdybym weszła do jakiejkolwiek drogerii moja silna wola, by uległa załamaniu, więc planuję też przez 40 dni nie zaglądać ani do Rossmanna  ani do Natury. Innych drogerii u mnie nie ma. Dzięki Bogu:)

Ktoś chciałby się dołączyć?

Zakupy kosmetyczne w lutym

Dzisiaj post o zakupach, które zrobiłam w tym miesiącu, a właściwie przez ostatni tydzień. Najlepszego zakupu dokonałam jednak dzisiaj, ale o tym na końcu. Obiecuję sobie, że w marcu i kwietniu nie kupię nic (przynajmniej nic do włosów), bo albo mąż mnie wyrzuci z domu albo zbankrutuję. Zaobserwowałam, że moja kosmetykomania zmierza niebezpiecznie w stronę włosomaniactwa i mam jej niepokojące objawy, które na każdych zakupach objawiają się wrzuceniem kolejnej odżywki czy szamponu do koszyka.
Tym razem też większość to kosmetyki do włosów.
 
Z rzeczy niewłosowych kupiłam:

1.Płyn do higieny intymnej, Intimelle za 6,99 zł w Naturze. Zawiera kwas mlekowy, ekstrakt z kory dębu. Zobaczymy jak się sprawdzi, bo cena jest w miarę przystępna za 400 ml.
2.Chusteczki do higieny intymnej, Facelle za 2,99 zł. Zawsze je kupuję i trzymam w torebce.Przyjemnie odświeżają w ciągu dnia. W opakowaniu jest 20 sztuk.
3.Sztyft do ust, Lovely za 3,99 zł to jest seria niby anti-age. Zawiera m.in. ekstrakt z miodu, masło shea, olejek eukaliptusowy. 
4.Lakier do paznokci Wibo, efekt brokatowego piasku nr 4, za 7,69zł. Mój pierwszy piaskowy lakier, ciekawa jestem efektu na paznokciach.

5. Serum do włosów, Bioelixire za 5,99 zł. Nie kupiłabym go w cenie regularnej czyli 9,99 zł, bo buteleczka zawiera tylko 20 ml produktu. 
6.Szampon Czarna Rzepa, Barwa Ziołowa za 3,89 zł w Tesco. Do włosów osłabionych i z łupieżem. W marcu mam zamiar co jakiś czas oczyszczać włosy (do tej pory tego nie robiłam), więc kupiłam właśnie ten szampon.
7.Zabieg laminowania, Marion za 2,79 zł w Drogerii Natura. Kupiłam ostatnią saszetkę. Tradycyjne laminowanie żelatyną się u mnie nie sprawdziło, więc liczę, że ten gotowiec lepiej się spisze.
8.Olejek orientalny Macadamia i Ylang-Ylang, Marion za 4,99 zł. Ten olejek ma odżywić włosy. Z tego co wiem jest to jakaś nowość od Marion. Na razie mogę powiedzieć, że pachnie bardzo przyjemnie.
9.Olejek orientalny Jojoba i Słonecznik, Marion za 4,99 zł.Tym razem wersja regenerująca.
10.Regenerująca maska do włosów, Romantic Professional za 7,79zł w Biedronce, poj.500 ml. Jest to moje największe zaskoczenie. Nie widziałam jej w żadnej gazetce a tu-bach!!! Nie mogłam nie wziąć:) Była jeszcze rewitalizująca i wygładzająca, a także szampony tej firmy (też w różnych wersjach) o poj.950 ml.

To tyle z moich zakupów kosmetycznych. Nic więcej nie potrzebuję. Teraz będę tylko testować i  czekać aż ujrzę dno.

Wpadło Wam coś w oko z moich zakupów?

Mgiełka upiększająca "Drogocenne olejki" z Timotei

Tą mgiełkę kupiłam w szale ostatniej promocji kosmetycznej w Biedronce. W sklepie sięgnęłam po szampon i odżywkę z tej serii, więc pomyślałam sobie czemu by nie wypróbować jeszcze mgiełki za 9,99 zł
Te "precious oils" z etykiety podziałały na mnie zachęcająco. ("Precious" to jedno z moich ulubionych słów po angielsku, zaraz obok "pleasure" i "mischievous"). Jak się okazało te olejki (migdałowy i arganowy) są na tyle drogocenne, że jest ich niewiele w składzie, za to niszczącego alkoholu nie żałowano.
Nie zważając na skład i szukając kolejnych pretekstów do zakupu-przekonywałam siebie, że przecież kosmetyki z tej samej serii powinny się uzupełniać, więc i efekt i działanie powinno być lepsze. Niby.
Wg producenta:
 Kupiłam więc i od czasu zakupu, używałam ją w wielu konfiguracjach:
  • z szamponem i odżywką Timotei
  • tylko z szamponem Timotei
  • na suche włosy
  • z innym szamponem (Babydream)
Najlepiej sprawdziła się po umyciu włosów szamponem z tej samej serii i wysuszeniu ich na szczotce-były świeże i puszyste przez prawie 3  dni. Użyta na suche włosy tez spisała się całkiem nieźle-zmiękczyła je i odświeżyła. W pozostałe dni albo miałam na głowie mega przyklap (szampon T. + odżywka  T. + mgiełka) albo szorstkie i spuszone włosy (Babydream + mgiełka).

Dodatkowo:
  • czasami lekko usztywnia
  • ułatwia rozczesywanie
  • nie zauważyłam wysuszenia, pomimo alkoholu wysoko w składzie
  • ładny zapach, który utrzymuje się do następnego mycia
  • na pewno nie zastąpi odżywki do spłukiwania, szczególnie użyta po delikatnym szamponie.
Podsumowując:
Nie wiem w jaki sposób ta mgiełka ma upiększać włosy, chyba tylko zapachem. Liczyłam na to, że będzie działać jak odżywka bez spłukiwania, czyli ujarzmiać trochę włosy i nabłyszczać. Przeliczyłam się.
Zużyję ją do odświeżania włosów na drugi-trzeci dzień po myciu i raczej więcej do niej nie wrócę.

Skusiłyście się na tą mgiełke?

Zakupy ubraniowe, czyli ściśle tajne przesyłki z Top Secret

Dzisiaj nie o kosmetykach, ale o ubraniach-w końcu nie samymi kosmetykami człowiek żyje.
Ubrania, które pokażę kupiłam podczas dwóch podejść do zakupów w sklepie on-line Top Secret. U mnie w mieście jest sklep tej marki, ale dosyć mały i wchodząc tam czuję się skrępowana, bo męczę się, żeby znaleźć cokolwiek w swoim (dużym) rozmiarze, a poza tym biega za mną ekspedientka z denerwującym zapytaniem "Czy może w czymś pomóc?". A jak już wezmę coś do przymierzalni, to czeka pod nią i niby uprzejmie mówi "A niech się Pani pokaże". A ja przecież widzę w lustrze jak w czymś wyglądam i nie potrzebuję jej zapewnień, że idealnie na mnie dana rzecz leży, podkreśla co powinna i w ogóle jest stworzona dla mnie. Taaaa! Przecież widzę jak wyglądam.
Dlatego uwielbiam zakupy on-line. Na spokojnie mogę się w domu zmierzyć, oglądać daną rzecz 10 razy, wracać do niej następnego dnia i w końcu zdecydować się (albo nie) na zakup. A w sklepie głupio mi odmówić i powiedzieć, że jednak danej rzeczy nie kupię. To się chyba nazywa brak asertywności.
Za pierwszym razem kupiłam rzeczy z działu wyprzedaż lub outlet.
W tej tunice podoba mi się asymetryczny tył.
Początkowo kosztowała chyba 99,99 zł. Ja ją kupiłam za 39,99 zł.
 Uwielbiam długie kolczyki. Teraz rzadko je noszę, bo mojemu synkowi podobają się tak samo jak i mnie i w związku z tym obawiam się trochę o swoje uszy:)
Kosztowały 24,99 zł. Ja zapłaciłam za nie 9,99 zł.
  Uwielbiam też sukienki. Jej cena początkowa to niby 159,99 zł. Jakoś nie chce mi się w to wierzyć i w to, że ktokolwiek za nią tyle zapłacił. Miło jednak pomyśleć, że zaoszczędziłam ponad 100 zł, bo zapłaciłam za nią 37,49 zł.
Kupiłam jeszcze jedną tunikę ale nie zrobiłam zdjęcia. Zresztą na wieszaku nie prezentuje się zbyt atrakcyjnie-kosztowała 39,99 zł, zamiast początkowych 79,99 zł.
Podsumowując:

Kolejne zakupy są z innego razu. Tym razem skorzystałam z innej promocji-trzeba było zrobić zakupy za minimum 200zł, musiały być w tym zamówieniu również rzeczy z nowej kolekcji i wtedy cenę tych nowych rzeczy obniżano o  25%.
Tym sposobem kupiłam:
Jej cena regularna to 79,99 zł, ale z tą promocją -59,99zł. To jest fason niby oversize, z tyłu ma srebrny zamek długości ok.15 cm. Kolor to takie coś pomiędzy brzoskwiniowym a różowym, więc lewe zdjęcie jest bardziej wiarygodne.


Kolejna rzecz z nowej kolekcji. Jej cena regularna to 89,99 zł, ale po rabacie -zapłaciłam 67,49 zł. Podoba mi się to, że ma taki dosyć spory dekolt na plecach, ale nie odsłania stanika. Ma też fajne zdobienia na ramionach. Mam zamiar ją założyć na wesele, które mamy w kwietniu. Zrzucę tylko jakieś 5 kg i będzie idealna:)

Ten sweterek początkowo kosztował 99,99zł, co również uważam za przesadę, dlatego ja zapłaciłam za niego 39,99 zł i taka cena bardziej mi odpowiada.
Podsumowując:
Cieszę się z tych zakupów, bo mam ubrania fajnej firmy, niektóre za mniej niż połowę ceny. Fakt faktem, że ceny startowe były dla mnie nie do przyjęcia. Chyba biorą je z kosmosu. Ja rozumiem, że metka kosztuje, ale aż tyle?
Przy obydwu zamówieniach nie płaciłam za przesyłkę.

I ostatnia rzecz-kupiona tym razem na Allegro. Nigdzie w stacjonarnym sklepie nie mogłam znaleźć muszkieterek w rozsądnej cenie. Posiedziałam trochę w internecie, poszperałam i oto mam.
P.S. Tylko nie krzyczcie na mnie, że zdjęcia kiepskiej jakości i ciuchy pogniecione. Naprawdę mam w domu żelazko i go nawet używam, ale nie tym razem:) Poprawię się, obiecuję.

Kupujecie  w Top Secret? Wolicie robić zakupy przez Internet czy stacjonarnie?

Serum nadające połysk z Avonu




To serum kupiłam jeszcze w czasach gdy z dziką radością wertowałam najnowsze katalogi Avon. Nie zwracałam wtedy jeszcze uwagi na opinie produktu na KWC i łapałam się na wszystko, co było w promocji. Było to trochę ponad rok temu. Gdy zobaczyłam to serum-od razu je zamówiłam, no bo cena 6,99 zł i serum, więc musi działać. Gdy przyszło zamówienie, użyłam go może z 2 razy i bez większego entuzjazmu odstawiłam na później. Jakiś czas temu znowu sobie o nim przypomniałam i zaczęłam ponownie stosować na włosy. Już wiem dlaczego nie wywołał we mnie efektu "wow".

A producent obiecywał:
Formuła z ekstraktami limonki i werbeny zapewnia włosom superpołysk oraz dodatkową gładkość fryzury.



Jak to często bywa, producent obiecuje gruszki na wierzbie, a w rzeczywistości wychodzi zupełnie inaczej. Ta prawda stara jak świat-sprawdziła się i w tym przypadku.

Zacznę od plusów, bo są tylko dwa:
  • fajne opakowanie-wygodna buteleczka z mocnym zamknięciem na zatrzask
  • przyjemny, cytrusowy zapach
Oprócz tego, serum nic nie robi z włosami, a na pewno nic dobrego.
  • nie wygładza, ani nie nabłyszcza
  • gdy nałoży się go za dużo-skleja włosy i usztywnia
  • włosy po jego użyciu są tępe i jakieś takie matowe
  • nie jest tłuste-roztarte w dłoniach, jakby się wchłania i nie pozostawia śladu
  • nie działa jak serum

Podsumowując:
Jest to najgorzej wydane 7 zł w moim życiu. Nie mam na niego ani ochoty, ani miejsca w łazience, więc chyba skończy jako wyrzutek w najbliższym denku.

Znacie to cudo? A może macie inne "perełki" z Avonu, które zalegają wam na półkach?

Carmex czy Nivea-oto jest pytanie

Dzisiaj post o produktach bez których nie da się przeżyć zimy-czyli o mazidłach do ust. Nie jestem jakąś wielką ich fanką, ale wiem, że są niezbędne, dlatego co roku kupuję inne. Aktualnie mam dwa tzn. dwa udało mi się zlokalizować w moim bałaganie. Pewnie znalazłoby się ich więcej w różnych torebkach, kieszeniach i szufladkach.
Pod koniec odpowiem na filozoficzne pytanie postawione w tytule czy wolę Masło do ust Nivea o zapachu Wanilia & Makadamia czy może jednak Carmex z Jaśminem i zieloną herbatą.

To co je łączy to cena(oba kupiłam w promocji i każdy z nich nie kosztował więcej niż 10 zł) i trwałość (trzymają się na ustach ok.godziny)
Na początek kilka słów o Carmex-ie, zakupionym w Rossmannie za 7,99zł. Jest to mój pierwszy Carmex. Wiem, że popularniejsza jest wersja wiśniowa, ale bałam się, że będzie barwić usta, dlatego wybrałam opcję z jaśminem i zieloną herbatą.

  • balsam znajduje się w dość miękkiej tubce i łatwo się go wyciska
  • usta błyszczą się jak po nałożeniu przezroczystego błyszczyka
  • powiększa usta i chłodzi, co w zimę nie jest najprzyjemniejszym uczuciem
  • zapach miętowy-mi przywodzi na myśl sztyft do nosa i nie jest to przyjemne skojarzenie
  • posiada filtr SPF 15
  • jest wydajny
  • usta nie kleją się



Masełko z Nivea kupiłam podczas poprzedniej promocji w Biedronce, kosztowało 6,99zł. Wybrałam wersję Wanilia i Makadamia, bo pomyślałam sobie, że nie będzie zostawiał żadnego koloru na ustach a na tym mi właśnie zależało. Była jeszcze wersja malinowa, karmelowa.

  • łatwa, choć niehigieniczna aplikacja-trzeba babrać palcem w słoiczku, aby masełko wydobyć
  • fajne opakowanie-metalowa puszka
  • usta są gładkie i miękkie, ale tylko gdy produkt jest na nich, gdy znika-usta są nadal w takim stanie w jakim były przedtem
  • zbita konsystencja, która łatwo się nabiera na palec i rozprowadza na ustach
  • po nałożeniu zostawia biały nalot , który po chwili znika

Ze względu na konsystencję i efekt na ustach-wolę Lip Butter Nivea niż Carmex, chociaż efektu WOW nie zrobiło. Jeszcze bardziej bym je lubiła, gdyby było w sztyfcie, jak zwykła pomadka. Ale i tak dalej będę szukać czegoś co bardziej i na dłużej nawilży moje usta.

Miałyście? A może znalazłyście jakiś inny ideał na spierzchnięte usta?

DeBa w Biedronce, czyli o kremie do rąk za 4,99zł

Na początek wyznanie-nie mam pojęcia gdzie robiłam kosmetyczne zakupy jak w mojej mieścinie nie było Rossmanna i Biedronki. Nie mogę sobie tego ani przypomnieć, ani wyobrazić.
No ale do rzeczy...
Jakiś czas temu właśnie w Biedronce dostępne były szampony i odżywki firmy DeBa Bio Vital. Kilka miesięcy później zobaczyłam na półce ich krem do rąk i paznokci za cenę 4,99zł, więc bez namysłu wrzuciłam do czerwonego koszyczka.
Pierwsze co mnie zaskoczyło to fakt, że srebrna tubka o pojemności 75 ml jest zapakowana jeszcze w pudełko. To chyba dość rzadkie, szczególnie przy kremach za tą kwotę.

Kolejna ważna rzecz to fakt, że (jak zapewnia producent) krem zawiera w 100% certyfikowane BIO składniki:

  • olej ze słodkich migdałów (emolient-zmiękcza i odżywia skórę, wzmacnia barierę ochronną naskórka)
  • masło babassu (antyoksydant- odżywia, koi, nawilża i zmiękcza, zapobiega powstawaniu oznak starzenia, pobudza skórę do odnowy i produkcji komórek)
  • masło kakaowe (składnik biozgodny ze skórą, nawilża i odżywia, zapobiega utracie wody, nadaje elastyczność i zawiera naturalne antyutleniacze)
  • oliwę z oliwek (ma właściwości antyoksydacyjne, spowalnia starzenie się skóry, działa ochronnie, zapobiega utracie wody, czyni skórę jedwabiście miękką)
  • witaminę F (przyspiesza regenerację, odbudowuje płaszcz lipidowy naskórka) 
Konsystencja: nie za rzadka, nie za gęsta, nie spływa z dłoni, kolor beżowo-różowy o obłędnym zapachu kakaowo-biszkoptowo-migdałowym, który utrzymuje się przez długi czas po wchłonięciu.
Przyznaję, że na początku nie byłam zadowolona z jego działania i już chciałam napisać niepochlebną recenzję-zostawiał na skórze lepki film, który znikał po ok.10 minutach nie dotykania się do niczego, a gdy krem wysechł, dłonie dalej były w takim samym stanie jak przed użyciem. Cierpliwie poczekałam jeszcze kilka dni, dając mu szansę i ich stan poprawił się znacząco :
  • nawilżył i zmiękczył dłonie
  • uelastycznił i wygładził skórę
  • złagodził suchość i odżywił skórki wokół paznokci
Podsumowując:
Ja jestem zadowolona-używam go 2 razy dziennie i moja skóra rąk ma się dobrze tej zimy dzięki niemu. Warto go kupić chociażby dla zapachu i naturalnego składu, chociaż nie chce mi się wierzyć, że w cenie 5 zł znajdziemy takie cuda.

Używałyście? A może macie jakieś swoje sprawdzone kremy do rąk za tą cenę?

Wcierka z kozieradki-początek 42-dniowej kuracji


Na pewno wiele z Was słyszało o tej wcierce. Kozieradkę kupiłam na długo przedtem, zanim dowiedziałam się, że można ją stosować na włosy. Napar z kozieradki, anyżu i kopru włoskiego miał wzmocnić laktację. W tej sprawie jednak kozieradka się nie sprawdziła, a ja zostałam z torebką pełną nasion. I wtedy natknęłam się na przepis na wcierkę. Stosowałam ją jakiś czasu temu, ale nieregularnie, więc o efektach się nie wypowiem. Teraz jednak mamy nowy miesiąc i od 1-go lutego zaczęłam ją znowu stosować.


Jak ma działać kozieradka?

  • ma zmniejszyć wypadanie włosów
  • unieść je u nasady
  • zmniejszyć przetłuszczanie
  • wzmocnić włosy
Ja liczę jeszcze na przyrost baby hair.

Jak przyrządzić wcierkę?

1 łyżkę nasion zalać niepełną szklanką wrzątku. Zaparzać przez ok.15 minut. Otrzymamy żółtawy, trochę mętny płyn. Przecedzić. Gdy ostygnie przelać do pojemnika, z którego będziemy nanosić wcierkę na włosy. Wiele dziewczyn używa tych po kuracji wzmacniającej z Joanny. Ja jej nie mam, więc przelałam do buteleczki z atomizerem-innej niż na zdjęciu, ale że tamta jest nieprzezroczysta, więc nie ma sensu jej tu pokazywać.

Jak stosować?

Najlepiej codziennie na suche włosy. Ja będę stosować dzień przed myciem głowy i następnego dnia na kilka godzin przed myciem, czyli 4-5 razy w tygodniu. Spryskuję 2-3 razy włosy przy przedziałku i chwilę wcieram. Potem przekładam włosy, robiąc kolejny przedziałek i znowu psikam. I tak całą głowę.
Wolę nie nanosić jej na suche, świeże włosy, kiedy to trzeba wyjść do ludzi, bo zapach wcierki jest...specyficzny. Pachnie jakby kostką rosołową.

No ale w końcu nie o zapach tu chodzi a o działanie. Ja będę stosować ją przez 42 dni razem ze Skrzypovitą, bo na tyle dni mam tabletek. 

Po tym czasie dam znać jak mi poszło i co  zauważyłam.

Używałyście kozieradki? Jakie efekty? A może polecacie jakieś  inne wcierki?

Luty: aktualizacja włosów i plan ich pielęgnacji

Przyznaję się bez bicia, że mój styczniowy plan pielęgnacji włosów nie do końca się powiódł-kremowałam i płukałam włosy octem jabłkowym tylko 2-3 razy, ale za to udało mi się:
  • wykończyć całą serię do włosów Alterra "Granat i aloes", co mnie bardzo cieszy, bo już mi się znudziła
  • nie prostować włosów
  • suszyć suszarką tylko 3-4 razy, w pozostałe dni wysychały naturalnie
Dzięki temu (wysuszone na okrągłej szczotce)wyglądają aktualnie tak:


W tym miesiącu zmodyfikowałam trochę pielęgnację. Teraz będę używać poniższych produktów.
Szampony:

1.Babydream, Szampon dla dzieci
2.Timotei, Drogocenne olejki-kupiłam niedawno w Biedronce, więc w tym miesiącu namiętnie będę testować.


Odżywki:
3.Timotei, Odżywka, Drogocenne olejki, do spłukiwania
4.Timotei, mgiełka upiększająca,  bez spłukiwania

Przed myciem:
5. L'Biotica, Biovax, Intensywnie regenerująca maseczka, Keratyna + Jedwab
6.Alterra, Olejek do masażu, Migdały i Papaja


Inne:
Płukanka z octu jabłkowego

Wcierka:
Z kozieradki (napiszę o niej więcej za kilka dni)

Suplement:
Skrzypovita

Dodatkowo:
Zamierzam zrobić maskę po myciu z dodatkiem mąki ziemniaczanej i może wrócę do mgiełki lniano-aloesowej, bo byłam zadowolona z efektów.
Najbardziej jestem ciekawa efektów wcierki z kozieradki-zobaczymy jakie będą efekty.

Myślicie, że taka pielęgnacja się sprawdzi?  Jakie są wasze plany na luty?


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...