Zużycia grudnia, ostatni projekt denko w tym roku

Koniec grudnia już za pasem, więc pora na kolejne podsumowanie zużyć. Spodobało mi się pokazywanie nowości wraz ze śmieciami, więc w tym poście też tak będzie. Obok zużytego kosmetyku pojawi się jego następca. Dla większej przejrzystości podzieliłam puste opakowania na kategorie.

Pielęgnacja ciała

  • Zaczniemy od kremu do rąk z Nacomi z olejem kokosowym, który bardzo polubiłam za działanie. Nie wchłaniał się szybko, ale świetnie nawilżał i odżywiał suchą i wymagającą skórę dłoni. Na jego miejsce mam nowość z Lidla z wegańskiej serii, czyli krem do rąk z papają. Użyłam go już kilka razy, ale jeszcze za wcześnie na opinię.
  • Zużyłam też deo Invinsible z Nivea. Jeszcze nigdy nie byłam pod wrażeniem antyperspirantu i w tym przypadku też nie jestem. Nie widziałam u siebie plam ani na czarnych ani na białych ubraniach, ale nie używałam go przy największych upałach. Na jego miejsce mam Dove Mineral Touch. Kupiłam go, bo nie zawiera alkoholu.
  • Zamiast żelu Le Petit Marseillais z limonką i mandarynką, który okazał się całkiem przyjemny, ale bez zachwytu będę używała teraz limitowanki Cien z algami morskimi i wodą różaną.  

Pielęgnacja twarzy 

Z pielęgnacji twarzy mam 4 kosmetyki, więc podzieliłam je na dwa zdjęcia.

  •  Oleju ze słodkich migdałów z Etja używałam zarówno do ciała, włosów, jak i twarzy. Do tej ostatniej najczęściej tj.2 razy w tygodniu. U mnie wszystkie oleje sprawdzają się świetnie, nie powodują zapychania porów, świetnie odżywiają i regenerują cerę. Jako, że ten jest bardzo uniwersalny to jeszcze pewnie do niego wrócę. Z myślą o pielęgnacji twarzy kupiłam teraz olej z nasion konopii z Nacomi, który ma szybko się wchłaniać i działać przeciwstarzeniowo.
  • Krem pod oczy z marakują i zieloną herbatą Make Me Bio sprawdził się dobrze-rozjaśniał, napinał skórę i był bardzo wydajny jak na takiego maluszka. Po jego zużyciu kupiłam zachwalany krem arganowy pod oczy z Nacomi.
  • Progresywny żel złuszczający z kwasem szikimowym oprócz octowego zapachu pasował mi-wygładził skórę, wyrównał koloryt . Na jego miejsce mam tradycyjny peeling-borówkowy z Biolove.
  • Natomiast płyn micelarny z serii Botanic Spa Rituals z Bielendy kiepsko radził sobie z makijażem. Mimo zużycia 3-4 wacików zawsze po myciu twarzy zostawałam z efektem pandy. Teraz będę używać micela z Aloesove, który po pierwszych kilku użyciach miło mnie zaskoczył. 

 Pielęgnacja włosów

  • tonik-wcierka z Vianka był w ulubieńcach, więc jak się domyślacie jest świetna-zmniejszała przetłuszczanie, zmniejszyła wypadanie włosów i przyśpieszyła wzrost nowych. Teraz będę wcierać ajurwedyjski tonik z Orientany, który trafił do mnie w mikołajkowej paczce.
  • Odżywka do spłukiwania Syoss też była fajna-zawiera wysoko keratynę, więc gdy używałam jej przed suszeniem włosów były śliskie, gładkie i błyszczące. Miałam ją bardzo długo, dlatego cieszę się, że mogę zacząć używać czegoś nowego-ultralekkiej odżywki z olejkiem arganowym z Marion

Makijaż

  • puder Insta Fix & Matte marki Rimmel wylądował cały na podłodze dzięki mojemu synowi i nie dało się go uratować, więc podczas Dnia Darmowej Dostawy kliknęłam kultowy już chyba puder z Ecocery. Ja mam wersję prasowaną, bo takie wolę. 

 Jednorazówki

Z próbek i maseczek jednorazowych spodobał mi się krem ultranawilżający z Resibo i do cery suchej z Vianka. Wezmę je pod uwagę jeśli będę potrzebowała jakiegoś kremu na dzień. Nie polecam na pewno maski peel-off z Botanical Choice-masakrycznie się ją zdejmowało, śmierdziała alkoholem. Fuj.

Tak prezentuje się denko z grudnia, a Wy ile zużyłyście w ostatnim miesiącu tego roku?

Dobre, bo polskie

 Nie jestem jakąś wielką maniaczką naturalnych kosmetyków tzn. nie idę do sklepu z zamiarem kupowania tylko takich z przyjaznym składem i na typowo drogeryjne nie zerkam. Tak się jednak jakoś złożyło, że udało mi się w jednym czasie używać 4 kosmetyków, każdy do innego obszaru ciała, które okazały się bardzo przyjemne, a do tego mają dobre składy i zostałyb wyprodukowane w Polsce. Dlatego myślę, że warte są oddzielnego postu:)
Wcierka z Vianka trafiła już do październikowych ulubieńców, więc jak wiadomo, jest świetna. Przede wszystkim podoba mi się to, że ma formę sprayu, chociaż widziałam też wersję jakby z pipetą na końcu. Używa się jej bardzo łatwo rozdzielając włosy na partię, spryskując przedziałki i masując przez kilka minut.
 Ja przede wszystkim zauważyłam, że u mnie ograniczyła wypadanie włosów, a swego czasu leciało mi ich sporo z głowy. Dodatkowo mniej się przetłuszczają i często myję je co 3 dni, bo wcześniej tego nie wymagają. W gratisie otrzymałam sporo baby hair, których nie mogę ujarzmić, gdy związuje włosy w koczek, no ale to dowód, że wcierka działa. Dawno nie byłam tak zadowolona z żadnego preparatu do skóry głowy. Brawo dla Vianka:)
Kolej na maleństwo z Biolove, czyli borówkowe masełko do ust. O ile wolę produkty ochronne do ust w sztyfcie, tak formę w słoiczku jestem w stanie zaakceptować jeśli produkt okaże się naprawdę godny, a ten taki jest.
 Przede wszystkim widzę jego działanie pielęgnacyjne. Usta są miękkie, elastyczne, nawilżone. Szybko przynosi ukojenie spierzchniętym wargom. Lubię go nakładać na noc w sporej ilości i jeszcze rano czuję go na ustach. Radzi sobie świetnie w okresie jesiennym i zimowym, kiedy wargi potrzebują porządnej regeneracji i pielęgnacji.
Teraz pora na krem pod oczy z marakują i zieloną herbatą od Make Me Bio. Tak, to już ten czas kiedy krem pod oczy jest dla mnie obowiązkowy. Nakładam go więc codziennie wieczorem i od razu czuję jak skóra wokół oczu się napina. 
Przy długofalowym stosowaniu zauważyłam, że obszar pod oczami jest wygładzony i rozjaśniony, skóra jest gładka i jak na razie bez zmarszczek:)
Dodatkowym atutem jest wysoki filtr słoneczny, pompka, która bardzo ułatwia stosowanie i wydajność, aż nieprawdopodobna jak na takiego malucha. To tylko 15 ml, a używam go już ponad 4 miesiące.
Na koniec krem do rąk z Nacomi, który też w ulubieńcach był. Po tym produkcie mam ochotę na więcej produktów tej firmy. 
Zawiera olej kokosowy, który działa bardzo odżywczo na dłonie. Sprawia, że są gładkie, miękkie, delikatne i przyjemne w dotyku. Nie wchłania się szybko, ale ja używam go wtedy, kiedy mam więcej czasu.
 Lubię go też stosować na suche i spierzchnięte stopy, którym dokuczają odstające skórki i tam też sprawdza się rewelacyjnie. Ma trochę większą pojemność niż standardowe kremy do rąk-bo 85 ml i ja go kupiłam za 5 zł w Hebe. Normalnie jego cena to około 10 zł. Gdy go wykończę kupię sobie inny wariant.

Cieszę się, że spotkałam tyle fajnych, polskich kosmetyków, chociaż z drugiej strony jest wiele takich, z których nie jestem zadowolona i mogłabym napisać post z serii "Słabe, a polskie". Pomyślę nad tym:)

Lubicie polskie kosmetyki? Który jest Waszym ulubionym?

Projekt denko-listopad

Odchodzę od mojego pokazywania denka co dwa miesiące i dzisiaj pokazuję Wam moje zużycia tylko z listopada. Nie jest ich dużo, więc przy okazji pokażę co będę stosować na miejsce pustych już opakowań. Myślę, że od tej pory tak właśnie będzie wyglądało moje denko, no ale zobaczymy.
Zużyłam żel myjący do twarzy z Aloesove, który kupiłam kiedyś z gazetą. Nie był zły-nie wysuszał, ładnie się pienił i był delikatny, ale jednocześnie dobrze mył. Nie pasowała mi trochę zbyt rzadka konsystencja, która spływała z dłoni i wydajność-nie pamiętam, żebym którykolwiek produkt do mycia twarzy tak szybko zużyła.
Na jego miejsce mam piankę z Feel Fresh. Ta firma jest dostępna w Hebe. Aktualnie używam też ich tonik.
Wreszcie mogę wyrzucić też opakowanie szamponu micelarnego Nivea. Był baaaardzo wydajny, ładnie pachniał cytrusami, ale nie oczyszczał włosów tak jak potrzebowałam. Nawet po dwukrotnym nie przedłużał świeżości i musiałam je myć co 2 dni, a przy dobrym szamponie ten czas wydłuża się do 3.
Teraz będę używać szamponu węglowego z Bielendy. Niby ma czarny kolor, ale piana jest biała:)
 Maskę nawilżającą z Biolove kupiłam na jakiejś super promocji w Kontigo. W regularnej cenie jest dla mnie trochę za droga. Starczyła mi na pewno na kilkanaście aplikacji. Po zmyciu twarz była miękka, elastyczna i nawilżona. Lubiłam ją za zapach, działanie i przyjazny skład.
Teraz zabieram się za koktajl nawilżający z Nacomi. Tyle się o nim naczytałam, że już nie mogę doczekać się pierwszego użycia.
 Odżywka z pokrzywą z Joanny była dla mnie za lekka przy spłukiwaniu, to pewnie dzięki bardzo rzadkiej konsystencji, która nie raz mi się wylała przypadkiem do zlewu. Moje włosy potrzebują dociążenia i ogarnięcia fal, dlatego stosowałam ją jako odżywka b/s lub do emulgowania oleju. Bez spłukiwania nie obciążała, a fale były podkreślone. Zamawiałam ją przez Internet, ale więcej nie będę jej szukać.
Maska nawilżająca Isana z olejem migdałowym i arganowym tyle czekała na swoją kolej, że aż chyba już jest niedostępna w tubie, ale w słoiczku, jak na maskę przystało.
Tusz z Wibo mam od około 5 lat i co dziwne nadal jest świeży i da się nim malować. Nie podoba mi się jednak jego zakręcona szczoteczka, która sprawia, że na rzęsach jest bałagan-każda w inną stronę, więc wyrzucam go bez żalu.
Eyeliner z FM Group lubiłam. Jednak z czasem zamiast czarnej kreski zaczął malować szarą, a to jest dla mnie nie do zaakceptowania, bo potrzebuję porządnego podkreślenia.
Na ich miejsce wskakuje tusz Volume Million Lashes z L'Oreala i eyeliner z Wibo-kupione oczywiście na promocji w Rossmannie na kolorówkę. Nadal szukam eyelinera w pisaku.
Płyn do higieny intymnej z Eveline kupiłam ze względu na jakąś promocję, bo generalnie nie mam zaufania do tej marki w kwestii pielęgnacji. Okazał się naprawdę przyjemny-ma gęstą, żelową konsystencję, łagodził wszelkie podrażnienia i dawał poczucie komfortu na wiele godzin.
Na jego miejsce kupiona na szybko emulsja z Lidla. We'll see.
O scrubie truskawkowym z Creightons nie jestem w stanie powiedzieć nic dobrego, poza tym, że ma większą pojemność niż standardowe, bo 250 ml. Drobinki małe, nic nie robiły. Zapach truskawkowy nie świeży i orzeźwiający a powodujący mdłości, jakby spleśniałych truskawek. Nigdy więcej.
Na jego miejsce peeling cukrowy z Tutti Frutti, który już został moim ulubieńcem. 
Ostatni pustak to maseczka ze śluzem ślimaka z Purederm. Ja takich jednorazowych używam rzadko, bo szkoda mi trochę na nie pieniędzy. Uważam, że ich stosowanie wychodzi dużo drożej niż zakup tych maseczek w płachcie. No, ale mam i zużyć trzeba. Po tej maseczce twarz była miękka, napięta i rozjaśniona, ale nie sądzę, żebym kupiła ją ponownie.
W tym miesiącu mam zamiar zużyć sporo saszetek m.in. tą maskę z Multibiomask, kolejną ze ślimakiem i z Selfie Project.

PodobaWam się taka forma denka? Znacie moje zużycia albo następców?


Ulubieńcy listopada

Przez ten czas kiedy nie było mnie na blogu, sklepy nie próżnowały. Dałam się omamić kilku promocjom, na których kupiłam kosmetyki, które pokażę Wam w dzisiejszym poście. Tak mi się je przyjemnie używało przez ostatnich kilka tygodni, że zasługują na miano ulubieńców. Jeśli jesteście ciekawe co zasłużyło na miano złotej czwórki listopada to zapraszam do dalszej części.
Zaczniemy od jedynego produktu do makijażu w tym zestawieniu. Długotrwałą kredkę do oczu z Essence kupiłam za niecałe 5 złotych na promocji -40% na kolorówkę w Hebe. Nie sądziłam, że okaże się tak świetna, a okazało się, że ma wszystko co lubię w kredkach do oczu, a co nie tak łatwo znaleźć.
  • jest wysuwana, więc odpada struganie i łamanie się kredki
  • czerń jest naprawdę czarna i intensywna
  • w ciągu dnia nie blednie
  • wytrzymuje na powiece dobrych 12h, bez rozmazywania
  • łatwo się nią maluje
Peeling cukrowy do ciała Pomarańcza&Truskawka z Tutti Frutti też kupiłam na jakiejś super promocji w Hebe typu 1+1 za grosz (druga wersja to ta z ananasem). Wygląda niepozornie i chyba już dosyć długo jest na rynku. Opis z tyłu tubki chyba pisał jakiś poeta, bo jest niespotykany, ale zachęcający.

  •  przede wszystkim boski, owocowy zapach
  • dużo drobinek, które porządnie ścierają
  • nie powoduje podrażnienia skóry
  • nie pozostawia tłustej warstwy
  • skóra jest miękka, nawilżona i delikatna

Seria Botanic Therapy z Garniera od dawna mnie ciekawiła. Jednak z powodu sporych zapasów nie mogłam sobie pozwolić ani na szampon ani na odżywkę z tej serii. Jedyne co mi było potrzebne to coś bez spłukiwania. Wybrałam więc krem z olejkiem rycynowym i migdałem i jestem z niego bardzo zadowolona.

  • nie obciąża włosów
  • zmniejsza elektryzowanie
  • ułatwia rozczesywanie
  • podkreśla moje fale, nawet bez ugniatania
  • włosy są miękkie, wygładzone, ale nie pozbawione objętości
Pomadkę ochronną z Vianka kupiłam z jakąś gazetą. Siostrzanej firmy Vianka-Sylveco nie lubię, ale z Vianka spotkałam już sporo kosmetyków, które sprawdziły się u mnie świetnie, jak właśnie ta pomadka.

  • fantastyczny zapach
  • przynosi ukojenie spierzchniętym ustom
  • wargi są miękkie, nawilżone
  • daje długotrwałe efekty, w widoczny sposób poprawia kondycję ust
  • łatwo się rozprowadza
  • jest bardzo wydajna i nie sposób jej wykończyć w 3 miesiące


Cieszę się, że coraz częściej udaje mi się spotkać takie przyjemne kosmetyki, bo ostatnio trudno mi było wytypować ulubieńców.

Znacie te produkty? Co Wy polubiłyście w listopadzie?

Moja kolekcja maseczek do twarzy

Przeglądu moich kosmetycznych zbiorów ciąg dalszy. Tym razem odchodzimy od włosowego tematu i skupimy się na pielęgnacji twarzy, a konkretnie na maseczkach. Nie lubię jednorazowych maseczek w saszetce ani w płachcie, więc szukam takich w tubkach i nie wiem jakim cudem zebrało mi się ich sześć, tzn. wiem-była promocja i dałam się złapać.
Nawilżające/odżywcze:

  •  Nacomi, Nawilżający koktajl do twarzy-jeszcze go nie używałam, ale tak jak pokazywałam na Instagramie wypełnia tylko połowę tubki. Jest bardzo zachwalany, więc mam nadzieję, że i ja się nie zawiodę, bo Nacomi generalnie lubię. Można używać na 3 sposoby: jako serum, maseczka i maseczka pod oczy.
  • Lab Therapy, Całonocna maska stymulująco-nawadniająca-lubię całonocne maski, więc liczę, że i ta się sprawdzi. Widziałam u wielu dziewczyn na Instagramie, że jest warta uwagi. Jest następna w kolejce jak tylko wykończę obecną. Ma też najmniejszą pojemność, bo tylko 50 ml.
  • Biolove, Maseczka nawilżająca-aktualnie używana. Lubię ją za to jak nadaje miękkość, elastyczność i odżywienie mojej skórze. Być może skuszę się również na inną wersję, jeśli tylko będzie jakaś promocja w Kontigo.
Oczyszczające:


  •  Originals, Maseczka z glinką Minerały z Morza Matwego-niby na opakowaniu jest napisane, że nawilżająca, ale dla mnie zawsze zawartość glinki równa się oczyszczanie. To firma dosyć tania i dostępna chyba tylko w Rossmannie. Za pojemność 125 ml zapłaciłam około 6 złotych. Użyłam już kilka razy, ale jeszcze nie wyrobiłam sobie opinii.
  • Bielenda, Pasta węglowa-produkt z czarnej serii Bielendy. Pachnie tak samo jak żel myjący z tej serii, a więc bosko-arbuzowo. Nadaje się do użycia jedynie po prysznicem, bo wszystko okropnie brudzi, ale działa bardzo dobrze. Można też używać jako peeling lub pastę, ale patrząc na opis producenta to jedno i to samo.
  • Himalaya Herbals, Maska oczyszczająca z miodli indyjskiej-kupiłam kiedyś w zestawie z mydłem w kostce i żelem do mycia twarzy, Tamte już dawno zużyłam, tylko maska czeka na swój czas. 
Maski nawilżające i oczyszczające używam naprzemiennie minimum 2 razy w tygodniu. Nawilżające zazwyczaj po peelingu i mocniejszym oczyszczeniu twarzy. Po zmyciu maski, zawsze przerywam twarz tonikiem i nakładam serum i krem.

A ile Wy macie maseczek? Wolicie te w tubie czy płachcie?



Nowy balsam do ust Isana z perełkami i wit.E

 Zapraszam dzisiaj na post o jednym z moich kilkunastu pielęgnacyjnych produktów do ust.
Markę Isana, dostępną tylko w Rossmannie znam dosyć dobrze i generalnie lubię, dlatego na ostatniej promocji na kolorówkę kupiłam ich balsam do ust z perełkami jojoba i wit.E , który ze zniżką kosztował około 5 złotych. Pomyślałam, że takie produkty idą w zimę jak woda, więc się przyda.
Jak się sprawdził w praktyce?
Zapakowany jest w kartonik, na którym jest wszystko szczegółowo opisane.
Sam balsam znajduje się w tubce, z której produkt wyciskamy bezpośrednio na usta.

Skład wydaje się dosyć OK. Wiadomo, że nie jest to produkt naturalny, ale nie ma w niej parafiny, która daje tylko ułudę nawilżenia. Jest olej z nasion słonecznika, wosk pszczeli, olej sezamowy i trochę dalej olej ze słodkich migdałów. Oprócz tego trochę brzydkich składników.

 Generalnie balsam jest w kolorze białym, a kolor mają nadawać czerwone perełki jojoba, które po roztarciu nadają mu różowawy kolor. Problem jest taki, że tych drobinek nie jest dużo i nie przy każdej aplikacji na usta uda się wycisnąć porcję z drobinką. Po rozsmarowaniu na dłoni widać owszem ten zmieniony kolor, ale na ustach niekoniecznie.
 Mi te perełki ani nie przeszkadzają ani nie pomagają tj. podoba mi się kolor zarówno bez nich jak i z nimi na ustach. Jednak nie jest to kolor balsamu do ust tzn. taki, który nadwałby delikatny połysk, ale raczej duży błysk, właściwy dla błyszczyków, więc raczej do używania przy związanych włosach, żeby się nie przyklejały do warg.
Samo nakładanie z tubki i rozsmarowywanie jest dosyć łatwe, ale jest to opcja dla dziewczyn, które nie potrzebują precyzyjnego makijażu ust.
Trzeba pamiętać, żeby tubkę przed otwarciem ugnieść, żeby formuła się połączyła. W przeciwnym wypadku wyciśniemy sam olejek, który będzie rozlewał się poza granice ust.
Musimy też uważać na ilość, bo gdy nałożymy za dużo to ciężko go równomiernie rozprowadzić, żeby nie zostawić smug, no i żeby nie wylewał się nam na brodę:)
Usta posmarowane tym balsamem wyglądają na pełniejsze, mocno się błyszczą.
Nie ma tu jakiegoś silnego działania pielęgnacyjnego, ale też nie pozostawia uczucia dyskomfortu gdy się już go zje.
Podsumowując:
Dla mnie jest to raczej balsam dla nastolatek, które zaczynają się malować i chcą mieć coś na swoich ustach. Do ochrony ust przed mrozami lepiej zaopatrzyć się w tradycyjną pomadkę w sztyfcie. Ja raczej ponownie bym go nie kupiła, chociaż słyszałam, że Isana wypuściła też węglową pomadkę i jej jestem bardziej ciekawa.

Znacie? Lubie Isanę?

Ile mam szamponów???

Chyba wracam:)
Ostatni wpis na blogu pojawił się w czerwcu, więc prawie pół roku temu. Przez ten czas udzielałam się cały czas na moim Instagramie (na który zapraszam KLIK), ale brakowało mi blogowania i szerszego pisania o kosmetykach.
Planuję, żeby posty pojawiały się 2-3 razy w tygodniu. Już nawet zrobiłam sobie plan postów z miesięcznym wyprzedzeniem, mam nadzieję, że mój zapał nie okaże się słomiany.
A tymczasem w dzisiejszym poście wyjawiam prawdę o swoim chomikowaniu i zbieractwie. Pokażę Wam ile mam szamponów, ten post będzie początkiem serii. Zamierzam pokazać też arsenał odżywek, masek do włosów, maseczek do twarzy, olejków itp. i odkryć wszystkie karty.
Jak łatwo policzyć, na poniższym zdjęciu znajduje się 7 szamponów. Z czego dwa w użyciu (w tym jeden na wykończeniu).

Po co mi aż tyle?
Sama nie wiem. Ale chyba wiecie jak to jest-tu promocja, tam jakaś zniżka i to poczucie, że super okazja przechodzi mi koło nosa. I tak się właśnie uzbierało. Wszystkie kupiłam na promocji. Jakoś nie umiem kupować w regularnej cenie, a te kilka złotych taniej zawsze kusi.
Szampony podzieliłam na te delikatne i mocniejsze.

Delikatnymi myję włosy na co dzień tj. co 2-3 dni. Nimi też zmywam oleje. Aktualnie po wielu miesiącach wróciłam do Alterry i o ile z wersji z aloesem i granatem nie byłam zadowolona to ta z kakao i baobabem spisuje się bardzo dobrze, może dlatego, że zaczęłam myć głowę dwa razy i emulgować wcześniej olej maską.
W promocji kosztował 6,99 zł. Sprawia, że włosy są miękkie, lekkie, ale też nawilżone i błyszczące. Nie przyśpiesza przetłuszczania, co często się u mnie zdarzało w przypadku bardziej naturalnych szamponów.
Szampon Cien z Lidla kupiłam chyba za 4,99 zł z myślą o sobie, ale myślę, że będą go też używać moje dzieci, gdy wykończą swój obecny. Jest to szampon dla dzieci właśnie z ekstraktem z rumianku, więc może delikatnie rozjaśniać włosy, ale nie potwierdzę, bo jeszcze nie używałam.

Z kolei szampon do włosów łamliwych i rozdwajających się z Natura Estonica kupiłam w Tesco za około 10 zł. U Was też jest taka półka z przecenionymi kosmetykami? (Swoją drogą wczoraj kupiłam tam peeling z Bioamare za 5,99).
Cena za taką butlę wydała mi się atrakcyjna, a pamiętam, że bardzo lubiłam tonik do twarzy z tej firmy, więc mam nadzieję, że i szampon się sprawdzi.


Przechodzimy teraz do drogeryjnych z mocniejszymi składami. 
Szampon micelarny Nivea kupiłam kiedyś w Rossmannie na promocji 2+2 na pielęgnację włosów i jest megawydajny, na szczęście już mi się kończy. Nie znaczy to, że nie jestem z niego zadowolona, ale wolałabym zacząć używać już czegoś innego. Spodziewałam się po nim mocniejszego oczyszczenia. Podoba mi się zapach.
Z kolei węglowy z Bielendy był na ostatniej szansie w Hebe za około 8 złotych, no to wzięłam, tym bardziej, że chciałam go kiedyś kupić online. 
Na ten z Vitalise zwróciłam kiedyś uwagę w Biedronce, bo zupełnie nieznana mi to marka. Jak zobaczyłam pod czytnikiem, że kosztuje 3,99 zł to nie zastanawiałam się tylko wzięłam. W składzie zamiast SLS zobaczyłam ALS i myślałam, że jest z tych delikatnych, ale dziewczyny na Insta już mnie oświeciły, że nie jest.Trudno.
Bardzo polubiłam szampon z miodem z Schaumy, więc dokupiłam inny z tej żelowej serii Nature Moments. Ten jest z wodą kokosową i lotosem. Mam nadzieję, że sprawdzi się równie dobrze.
Życzyłabym sobie, żeby wszystkie te szampony okazały się niewydajne i żebym szybko mogła kupić jakiś nowy, chociaż na to się nie zanosi w przeciągu pół roku, albo i więcej:/

A Wy ile macie szamponów? Przyznajcie się:)

Nowości maja

Wiem, że już 10 czerwca i trochę późno na podsumowanie zeszłego miesiąca, no ale lepiej późno niż wcale, dlatego przychodzę właśnie dzisiaj z majowymi zakupami.
Maj obfitował w zakupy, więc sądzę, że czerwiec będzie uboższy, chociaż i tak mam listę do zrealizowania:)
Zacznę od Rossmanna i moich zdobyczy na promocji 2+2 na pielęgnację twarzy. Mi udało się dwa razy skorzystać z promocji i wcale nie musiałam zakładać innego konta w aplikacji.
 Zdecydowałam się na nowości, głównie do wieczornej pielęgnacji i kilka maseczek w płachcie, których jeszcze nigdy nie używałam. Szczegółowy post z tymi zakupami możecie zobaczyć tutaj.
 Jeszcze przed tą promocją zaszłam do Rossmanna, już nie pamiętam po co, chyba po tą piankę do mycia Isana. Zdecydowałam się na wersję cytrynową, chociaż nie wykluczam, że i po różaną jeszcze zajdę. Przy okazji wzięłam dwa produkty do włosów, które były akurat w promocji: szampon Schauma z wodą kokosową i wzmacniający krem bez spłukiwania Botanic Therapy z Garniera.
Ciekawiła mnie też linia Venus Nature, wzięłam więc glicerynę, którą zamierzam dodawać jako podkład przed olejowaniem włosów i wodę z płatków róży, która ze względu na uszkodzone opakowanie kosztowała mnie niecałe 5 zł.
Na koniec jeszcze zakupy online z Drogerii Pigment. To już drugie moje zamówienie z tej drogerii i na pewno nie ostatnie. Podoba mi się, że w swoim asortymencie mają zarówno kolorówkę, herbaty, kosmetyki naturalne i drogeryjne, więc każdy może znaleźć coś dla siebie. Ja zajrzałam tam przy okazji darmowej dostawy od 20 zł. 
Kupiłam wtedy:
Z serii Dr. Sante dwa produkty z aloesem do włosów-spray do rozczesywania i balsam, a także odżywkę z Ziaji z kiełkami pszenicy bez spłukiwania.
Pamiętam, że kiedyś ich bloker sprawdził się u mnie świetnie, więc i jego kliknęłam.

Jak widać sporo z tych zakupów to produkty do włosów, no ale co ja poradzę, że mam do nich największą słabość, mimo, że nie wymagają teraz takiej ilości produktów i pielęgnacji od kiedy je skróciłam na boba.

A Wy do jakich produktów macie słabość? I w ogóle jak Wasze stany magazynowe-skupiacie się na zużywaniu czy ciągle coś kupujecie?

Duuuuże denko (jak na mnie)

Hej!
Zobowiązałam się do (w miarę) regularnego blogowania, więc i denko musi się pojawić.
Dzielnie zbierałam puste opakowania od stycznia, chociaż nie raz mnie korciło, żeby wreszcie je wyrzucić, bo tylko zabierały miejsce.
Jak się okazało maj to miesiąc porządków i właśnie w tym miesiącu postanowiłam się z nimi rozprawić.
Jak zwykle kosmetyki podzielone są na 3 kategorie.
Nie kupię ponownie:
  • Peruwiańskie mydło szmaragdowe-dziwne coś o barwie turkusowej. Do mycia ciała się nadawało, ale włosy były przetłuszczone już na drugi dzień.
  • Elseve Maska z glinką-miała dziwną gumowatą konsystencję, jej nakładanie na suche włosy było problematyczne, no i efektów w walce z przetłuszczaniem nie zauważyłam.
  • Garnier, Żel micelarny-muszę przyznać, że z demakijażem radził sobie nieźle, chociaż ja i tak jestem przyzwyczajona do płynów. Nie wrócę do niego, bo wysuszał i ściągał twarz.

  • Mgiełka do ciała Federica Mahora-nie mój, ciężki, nietrwały zapach.
  • Peeling Poranna kawa-fajnie pachniał, ale zbyt delikatnie złuszczał martwy naskórek.
  • Dermedic, Płyn micelarny-niewydajny, niby nie podrażniał oczu, ale nie domywał dokładnie i po nim musiałam użyć czegoś innego.

Nie wiem czy kupię:

  •  Isana, Żel pod prysznic-fajny, jak to żel z Isany, ale jest tyle wariantów do przetestowania, ciągle jakieś edycje limitowane, że ten akurat nie zapadnie mi szczególnie w pamięć.
  • Eveline, Oczyszczający płyn micelarny-zaskakująco dobry, skuteczny i delikatny, ale za marką Eveline jakoś nie przepadam. Kupiłam, bo była promocja 2 za 15 zł:)
  • Avon, Maseczka błotna do twarzy-całkiem przyjemna, ale nie najlepsza. Teraz nie mam już takiego łatwego dostępu do konsultantki i nie będę go szukała tylko po to, żeby kupić tą maskę.
  • Venus Nature, Olejek różany do ciała-kocham wszelkiego rodzaju olejki, chociaż bardziej w pielęgnacji włosów niż ciała. Ten fajnie nawilżał, uelastyczniał skórę, ale aplikator się zacinał i rozprowadzenie go równomiernie było ciężkie.
  • Farmona, Krem dotleniający na noc-lekka konsystencja nie zaszkodziła mojej cerze, ładnie nawilżał, ale ja na noc wolę jednak cięższe formuły.

  • Alterra, Krem z białą herbatą na dzień-z tego co wiem to ta seria została wycofana. Sam krem nie był zły, nadawał się pod makijaż i tak głównie go zużyłam. Ja generalnie nie lubię się z kremami na dzień, więc płakać za nim nie będę.
  • Vianek, Odżywczy krem pod oczy-jako trzydziestolatka będę szukać czegoś silniej działającego i napinającego. 
  • Lovely, Puder White Chocolate-to najszybciej wykończony przeze mnie puder-w jakieś 3 miesiące. Pachniał ładnie, ale nie matowił na długo.
  • Biotaniqe, Serum rewitalizujące-całkiem przyjemne, ładnie rozświetlało i nawilżało, chociaż znowu trochę za słabe jak na moją 30-letnią cerę.
  • Dr. Sante, Maska z olejkiem makadamia-ładnie nawilżała i wygładzała, ale tylko wtedy, gdy nie używałam jej za często. Moje włosy są wrażliwe na keratynę i łatwo je przeproteinować.
  • Biovax, Maska Kolagen & Perły-ta z kolei działała za słabo, w dodatku opakowanie z tubką było problematyczne w używaniu, gdy już maski mało zostało.

Kupię ponownie:
  • Biolove, Żel pod prysznic Blueberry-należę do osób, które dziwią się jak można się zachwycać żelem pod prysznic. Tym można. Ma super gęstą konsystencję, piękny zapach, który długo zostaje na ciele i w całej łazience, świetnie pielęgnuję skórę i jest wydajny.
  • Pantene, Odżywka 3-minute miracle-dawała efekt wow, pięknie wygładzała i dociążała włosy, chociaż trochę obciążała. Warto jednak mieć ją w łazience, gdy zależy nam na blasku i wygładzeniu puszących się włosów.
  • Nivea, szampon Hairmilk-to też zaskoczenie, bo ja za Niveą ani za kremowymi szamponami nie przepadam. Włosy są bardzo miłe w dotyku, nawilżone, wyglądają zdrowo i gładko. Nie przyspiesza przetłuszczania.

  • Ingrid, Podkład Silk&Lift-tani jak barszcz, bo około 10 złotych (ja kupiłam za 7), a ładnie matowi, kryje i pasuje do mojej bladej cery.
  • Kobo, rozjaśniacz do podkładów-rzecz bardzo przydatna w kosmetyczce każdej bladolicej. Rozjaśnił każdy podkład, nie zmieniając jego właściwości.
  • Cien, maseczki do włosów w saszetce-świetnie wygładzały, nabłyszczały i nawilżały włosy, były po nich bardzo przyjemne w dotyku. Świetna opcja na wyjazdy, często do kupienia w Lidlu za 70 gr:)
  • Eveline, Podkład Smooth Matt-byłam zaskoczona, że ten odcień pasuje do mojej karnacji i jak ładnie wyglądał na twarzy. Wyrzucam, bo się zepsuł (chociaż data ważności nie minęła).
  • Facelle, Aloe Vera-ta wersja zostanie moją ulubioną. Zawsze muszę mieć Facelle w swojej łazience, bo najczęściej go używam do higieny intymnej, chociaż zdarza mi się nim myć i włosy i twarz.

Cieszę się, że udało mi się zużyć trochę kolorówki i kosmetyków do włosów, bo idzie mi z nimi najwolniej, a właśnie ich mam najwięcej.
Przyznam, że zbieranie pustaków przez tyle miesięcy było kłopotliwie, więc kolejny projekt denko pojawi się prawdopodobnie za miesiąc.

Jak Wam idzie zużywanie? Z jaką kategorią macie największe problemy?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...