Co kupiłam na promocji w Rossmannie i Naturze?

W pierwszym tygodniu promocji w Rossmannie nie kupiłam nic-nie potrzebowałam żadnych pudrów ani fluidów. Czekałam na kolejne przeceny od tego poniedziałku. Zamiary i plany miałam wielkie, ale skończyło się tylko na tuszu do rzęs. Za to w Naturze bardziej zaszalałam. Tam nie czułam się aż tak bardzo ograniczona, bo mogłam wybierać ze wszystkich produktów kolorówki i wszystkie były tańsze o 40 %. Niby. Bo uważam, że ceny przed promocją zostały zawyżone, bo ze zniżką ze 6 rzeczy zapłaciłam ponad 40 zł. To dużo-jak na mnie i jednorazowy kosmetyczny wydatek. Najbardziej zdziwiła mnie cena 11, 99 zł (bez promocji) na lakiery Bell Air Flow. One normalnie kosztują w Biedronce 5,99 zł, a w Naturze nawet ze zniżką ok. 8 zł. 
I gdzie tu sens?
Sensu nie widzę, więc popatrzcie chociaż co udało mi się wczoraj kupić i za jaką cenę.
Ze wszystkich produktów miałam tylko ten puder-dobrze matował i używałam go przez ponad pół roku. Kiedyś też kupiłam na Allegro tusz 2000 calorie, ale raczej był podróbką, bo nie dawał takiego efektu jakiego oczekiwałam i szybko się starły napisy na opakowaniu.

W gratisie do zakupów dostałam antycellulitową maskę do ciała Lirene.
Przez przypadek zauważyłam też w Naturze produkty Biovax, co mnie bardzo ucieszyło, bo do tej pory kupowałam je w SuperPharm, którą mam jakieś 30 km od mojego miasta.
Na ten tydzień wystarczy zakupów. Z błyszczyku jestem średnio zadowolona, więc może kupię jeszcze coś innego do ust podczas kolejnego tygodnia promocji w Rossmannie.
A wy co kupiłyście?
Miałyście którąś z moich nowych rzeczy?

Żel z siemienia lnianego

Wiele się naczytałam o stylizujących właściwościach siemienia lnianego, dlatego podczas kolejnego dnia dla włosów, postanowiłam użyć żelu z siemienia, mając dużą nadzieję, że coś zrobi z moimi niby-falami. Żel ten jest stosowany przez dziewczyny o falowanych i kręconych włosach do wzmocnienia skrętu. Podeszłam do tematu trochę sceptycznie. W głowie miałam pamięć o sztywnych lokach, które pojawiały się po zastosowaniu drogeryjnego żelu, dlaczego więc taki naturalny stylizator miałby zadziałać lepiej?
Pełna pesymizmu zaczęłam wczoraj działać.
Przygotowanie żelu:
  • odmierzyłam 2 łyżki niemielonego siemienia lnianego i wsypałam do garnka
  • zalałam całość szklanką zimnej wody
  • gotowałam na małym ogniu ok.15 minut od czasu do czasu mieszając.
  • jeszcze gorącą mieszankę przecedziłam przez sitko
  • na sitku zostały ziarenka siemienia, ciecz zostawiłam do ostygnięcia
  • gdy wystygł- schowałam do lodówki, a wyglądał tak:

Stylizacja fal:
  • zmyłam oliwkę Babydream szamponem Babydream:)
  • nałożyłam odżywkę DeBa i spłukałam po ok. 5 minutach
  • rozczesałam włosy
  • pochyliłam głowę w dół
  • na mokre, jeszcze ociekające włosy nałożyłam odżywkę b/s Joanna z miodem i cytryną, ugniatając przy tym włosy
  • na odżywkę dołożyłam  3 pompki żelu, czyli w sumie może około łyżkę
  • podniosłam głowę i czekałam na efekty, tj. wyschnięcie włosów, które trwało ok. 4 h:)
Sekret, który nie jest sekretem dla wtajemniczonych:
Odgniatanie-krok, który pomijałam przy poprzednich razach nakładania żelu drogeryjnego, dzięki czemu moje loki były sztywne, że można je było połamać.
Odgniatanie jest czynnością, którą należy wykonać po całkowitym wyschnięciu włosów i zaschnięciu żelu. Polega na ugniataniu włosów, dzięki czemu włosy w magiczny sposób robią się miękkie, a loki pozostają sprężyste i gładkie. 
Czy jestem zadowolona z efektów? Umiarkowanie:) Może efekt byłby lepszy, gdybym:
  • nałożyła więcej żelu
  • była bardziej cierpliwa i zaczęła ugniatać włosy, gdy całkowicie wyschną
Jak na pierwszy raz nie jest źle. Będę mądrzejsza na przyszłość.
Zamierzam ten sposób częściej stosować i może dzięki temu wreszcie polubię moje fale, a resztki żelu rozrobię z wodą i zastosuję jako płukankę.

Pomadka Catrice Frozen Rose

Pora na opinię o pomadce. W swoich zbiorach szminek mam aż 2 (słownie: dwie). Zawsze wydawało mi się, że szminka jest kosmetykiem dla dojrzałych pań, a młode dziewczyny najbardziej naturalnie wyglądają z błyszczykami na ustach. Tak myślałam do chwili kiedy uzmysłowiłam sobie, że taka młoda już nie jestem i błysk nie nadaje się na każdą okazję. Tym sposobem kupiłam dwie szminki z Catrice Ultimate Colour i dzisiaj napiszę Wam trochę o odcieniu Frozen Rose.
Nie będzie to opinia zbyt profesjonalna, bo słaba jestem z kolorówki.
Jak nazwa sugeruje szminka jest w odcieniu różu. Kolor spodobał mi się na zdjęciach w Internecie, jednak teraz gdy go stosuję na własnych ustach, uważam że byłby bardziej odpowiedni dla blondynek. W duecie z moimi ciemnymi włosami kontrast jest trochę zbyt duży.
Opakowanie jest skromne, ale solidne. Czarny plastik przypomina trochę metal i wygląda dosyć elegancko. Na spodzie znajduje się naklejka z kolorem i nazwą odcienia.
Szminkę nakłada się całkiem łatwo pędzelkiem. Ja staram się zawsze przed jej użyciem, posmarować usta pomadką ochronną, gdyż bardzo podkreśla suche skórki i nie wygląda to dobrze. Wolę też malować pędzelkiem (lub wklepywać palcami), bo wtedy efekt jest mniej intensywny. Po aplikacji bezpośrednio na usta wyglądam na zbyt zmalowaną i źle się z tym czuję.
Kolor na ustach (bez pomadki ochronnej) jest matowy, bez perłowej poświaty, błyszczących drobinek i czegokolwiek podobnego. Konsystencja nie jest twarda i tępa, więc całkiem przyjemnie i łatwo się nakłada. Co do trwałości-szminka utrzymuje się na ustach ok. 2-3 godzin, więc rewelacji nie ma. Nie wytrzyma jedzenia czy picia, na szczęście znika równomiernie.
Podsumowując: 
Kupiłam ją za około 15 zł, więc myślę, że cena jest przyzwoita, nie jestem jednak z niej zbyt zadowolona. Nie wiem-może nie dorosłam jeszcze do szminek na ustach, może to nie mój kolor, a może po prostu nie umiem się dobrze umalować. Dziewczyny, które lubią kolory na ustach. mogą ją wypróbować, bo odcieni w tej serii jest sporo (posiadam jeszcze 010 Be Natural) i myślę, że każda może znaleźć coś dla siebie. Ja chyba na razie zostanę przy błyszczykach albo pomadkach ochronnych. Zdecydowanie bardziej się sobie podobam z podkreślonymi oczami niż ustami.

Polecacie jakieś szminki dla początkujących?

Co planuję kupić na promocji w Rossmannie i w Naturze

Nie ma chyba dziewczyny w urodowej blogosferze, która nie słyszała o nadchodzących (lub już trwających) promocjach w Rossmannie, Naturze  i Hebe. Ja też o nich słyszałam i postanowiłam się przygotować do zakupów profesjonalnie. Na szczęście kończą mi się niektóre kosmetyki kolorowe, więc trafili z tymi przecenami idealnie-kończy mi się już puder matujący, tusz do rzęs wysechł prawie całkowicie a cienie się pokruszyły.
Mam tylko w związku z tym mały problem....
  • czy mierzyć w kosmetyki, które normalnie bym kupiła tzn. ze średniej i niższej półki cenowej, a dzięki promocji mogę mieć je jeszcze taniej, a więc sporo zaoszczędzę
  • czy raczej zerkać na produkty wysokopółkowe, bo to może jedyna okazja, aby ich wypróbować w rozsądnej cenie
Na rozstrzygnięcie tego dylematu, mam jeszcze kilka dni, bo:
  • W Naturze promocja trwa od 28.04 do 05.05 i dotyczy całej kolorówki tańszej w tym okresie o 40 %.
Tam właśnie upatrzyłam sobie kilka kosmetyków Catrice i Essence.

W obydwu przypadkach interesują mnie błyszczyki w naturalnym kolorze i paletka cieni w odcieniach brązu. Na stronie internetowej prezentują się zachęcająco-jeśli tak samo będą wyglądać w sklepie i jeśli w ogóle będą dostępne, to na pewno je kupię.
  • W Rossmannie interesuje mnie promocja, która trwa w te same dni co w Naturze tj.28.04.-04.04. W tym czasie obowiązuje 49 % rabatu na tusze, eyelinery, kredki do oczu, cienie.
Tu sporządziłam listę tuszy do rzęs, których nie kupiłabym w regularnej cenie, gdyż są po prostu za drogie na moją kieszeń, a czytałam o nich wiele dobrego i chciałabym się o tym przekonać na własnych rzęsach. Od tuszu oczekuję pogrubienia i wydłużenia.

To tyle z moich wstępnych planów. Co tak naprawdę kupię-okaże się w poniedziałek. Wtedy też zdecyduję czy wybiorę tańsze czy droższe kosmetyki.
Na pewno się tutaj pochwalę albo pożalę na temat tych promocyjnych zakupów.
A wy co planujecie kupić?
Jaki tusz do rzęs proponujecie, a o którym ja nie wspomniałam?

P.S. To moja pierwsza tak skomplikowana grafika na blogu, więc proszę o wyrozumiałość:)

Wesołych Świąt!!!

:
I nie przejedzcie się za bardzo:)

Isana-krem do ciała z masłem shea i kakao

 Jako dziewczyna z zadatkami na włosomaniaczkę, łykam wszystkie nowinki dotyczące pielęgnacji włosów. Jakiś czas pojawił się boom na ich kremowanie, więc kupiłam poniższy krem do ciała z masłem shea i kakao marki Isana z zamiarem używania go właśnie na włosy.
Jakież było moje zdziwienie kiedy okazało się, że owy produkt nie daje pozytywnego efektu o jakim wspominały zadowolone dziewczyny-nie pojawił się efekt lśniącej tafli, miękkość, ani nic z tych rzeczy. Co więcej, miałam wrażenie, że włosy bardziej się puszyły (czyżby to zasługa masła shea?). Poza tym po nałożeniu stawały się bardziej sztywne i jakieś takie dziwne. Zawiedziona, odstawiłam więc go na jakiś czas.
Zerkałam na niego codziennie na półkę, a że opakowanie jest spore-rzucał się w oczy. Nie mogąc już znieść jego widoku-zaczęłam używać do balsamowania ciała, jak przystało na tenże produkt.
Zacznę od tego, co widać na pierwszy rzut oka, czyli opakowanie: krem znajduje się w dużym, plastikowym słoiczku, który jak na produkt Isany, wygląda przyzwoicie, a nawet bym powiedziała, że zachęcająco. Słoiczek jest dosyć dobrze wykonany, tzn. nie odklejają się etykiety, łatwo się odkręca i zakręca, nic nie pęka w trakcie użytkowania. Plusem opakowania jest to, że można krem wykorzystać do samego końca, wydobywając go i z dna i ze ścianek. W słoiczku mamy aż 500 ml produktu.
Cena: 7,99 zł-za tyle go kupiłam w promocji. W cenie regularnej nie kosztuje jednak więcej niż 10, więc jak za półlitrowe mazidło-jest dobrze, a nawet świetnie w tej kwestii.
Konsystencja: lekka, budyniowa w kolorze beżowo-brązowym. Zapach jest mleczny, przypomina mi coś jakby lody orzechowe. Utrzymuje się po aplikacji dosyć długo. Nawet po przebudzeniu można go wyczuć.
Skład:
Nie zawiera parafiny i silikonów. Ma za to olej kokosowy, masło kakaowe, pantenol i witaminę C.
Co do działania:
Dzięki lekkiej konsystencji bardzo dobrze się rozprowadza-wystarczy niewiele nabrać na rękę, aby posmarować sporą powierzchnię ciała. Na chwilę po rozsmarowaniu-zostawia białe smugi, które kilkunastu sekundach znikają. Po wchłonięciu się kremu skóra jest:
  • miękka i odżywiona
  • nawilżona
  • gładka
  • ukojona
  • smakowicie pachnąca
Podsumowując:
Do włosów (przynajmniej moich)się nie nadaje, ale do reszty ciała jak najbardziej-jestem bardzo zadowolona z działania tego mazidła. Generalnie nie jestem systematyczna we wcieraniu i wklepywaniu tego rodzaju specyfików, ale jego zapach, konsystencja i działanie sprawia, że mam ochotę na używanie go codziennie. Zaskoczyła mnie Isana tym razem-za tak niewiele mamy świetny krem do ciała, którego końca nie widać.
Myślę jednak, że nie sprawdzi się na bardzo suchej skórze, na szczęście ja takiej nie mam.
Wypróbuję chyba jeszcze wersję oliwkową-może tamta będzie dobra zarówno do kremowania ciała jak i włosów, bo ja lubię kosmetyki o wszechstronnym zastosowaniu.
Ocena: 5/6

Miałyście? Kremowałyście nią włosy?

30 przypadkowych faktów o mnie

Dzisiaj będzie TAG. W oryginalnej wersji brzmiał "50 przypadkowych faktów o mnie", ale ja zrobiłam go w lekko okrojonej formie, żeby nie wyszedł z tego elaborat.

  1. Jestem zodiakalnym Bliźniakiem.
  2. Mój mąż też.
  3. Mam na drugie imię Katarzyna, więc moje inicjały to K.K.K.
  4. Urodziłam się 25 maja, a mój młodszy brat 24 maja-jestem więc starsza od niego o 2 lata i 364 dni:)
  5. Mam chorobę lokomocyjną tzn. najbardziej to odczuwam w autobusach, więc w czasach szkolnych każda wycieczka była dla mnie męczarnią.
  6. Lubię do siebie gadać po cichu jak się maluję, tak jakbym nagrywała jakiś tutorial np. "A teraz użyję podkładu No Name, nałożę go palcami i delikatnie wklepuję. Następnie użyję korektora pod oczy i na płatki nosa...."
  7. Tak samo mam z gotowaniem, ale tylko gdy jestem sama w domu:)
  8. Kiedyś miałam chomika, który utopił się w wannie.
  9. Uwielbiam Bruno Marsa, Alicię Keys i tego typu czarną muzykę.
  10. Gdy kładę się spać sama w domu i jest noc, muszę mieć wszystko schowane pod kołdrą, oprócz głowy, bo boję się, że ktoś wejdzie i mi te odsłonięte części ciała odrąbie siekierą.
  11. Nie lubię oglądać 2 razy tych samych filmów.
  12. Nie znoszę filmów science-fiction o robotach, potworach i tego typu niestworzonych rzeczach.
  13. Uwielbiam serię książek "Jeżycjada" Małgorzaty Musierowicz.
  14. Chciałam zostać projektantem wnętrz, ale...
  15. Ukończyłam filologię angielską, tzn. muszę jeszcze napisać pracę magisterską, ale tak strasznie mi się nie chce...
  16. Niestety uwielbiam niezdrowe jedzenie.
  17. Moja każda dieta kończy się porażką.
  18. Kocham mleko. Mogę jeść ryż na mleku, kaszę gryczaną na mleku, płatki na mleku, pić codziennie kakao.
  19. Nie znoszę brukselki i zupy warzywnej.
  20. Lubię proste smaki-jeśli lody to tylko czekoladowe lub śmietankowe, jeśli kanapka to tylko z wędliną lub z serem, nie z wędliną, serem, masłem, sałatą i pomidorem.
  21. Z moim mężem znaliśmy się 8 lat przed ślubem.
  22. Nasz ślub odbył się 29.09.2012r.
  23. Zdałam prawo jazdy za piątym razem, ale moja babcia myśli, że za pierwszym i każdemu stawia mnie za wzór kierowcy:)
  24. Nie lubiłam dostawać nagrody na koniec roku szkolnego. Zawsze było na niej napisane "dla Kamili", a Pani dyrektor nie potrafiła odmieniać przez przypadki, więc wywoływała mnie jako Kamil. Wychodziłam więc na środek sali gimnastycznej i wszyscy w śmiech...
  25. Jestem zmarźluchem i zawsze w zimie jest mi za zimno.
  26. Jestem okularnicą, ale nie lubię siebie w okularach. Wychodzę w nich do ludzi tylko wtedy kiedy mam zły dzień, zły humor i wtedy okulary idealnie nadają się do wizerunku brzyduli:)
  27. Lubię kolor niebieski i czarny. Czarny dlatego, że wyszczupla, a niebieski tak po prostu.
  28. Większość ubrań i butów kupuję przez Internet.
  29. Nigdy nie miałam nic złamanego (tfu, tfu, odpukać w niemalowane).
  30. 24.04.2013r. urodził się nasz syn, więc za tydzień, kończy roczek:)
Mam nadzieję, że ktoś dotrwał do końca, mimo lekkiego chaosu w kolejności tych faktów.
Ciąg dalszy najprawdopodobniej nastąpi....
Macie ze mną coś wspólnego?

Domowa maska drożdżowa na włosy

Dzisiaj post z serii DIY. 
Biorę udział w akcji Wiktorii "Zapuszczamy włosy na lato", więc chwytam się różnych sposobów, aby przyśpieszyć ich wzrost. W marcu piłam drożdże i męczyłam się z tym strasznie, dlatego postanowiłam, że w kwietniu zaprzestanę tych tortur i będę nakładać przynajmniej raz w tygodniu maseczkę z drożdży na włosy.
Jak ta maska ma działać?
  • ma zapobiegać przetłuszczaniu się włosów
  • ma zapobiegać wypadaniu i przedwczesnemu starzeniu się włosów
  • stymulować i pobudzać wzrost
Jak postanowiłam tak robię.
Raz w tygodniu (na przykład w niedzielę) robię papkę, która zawiera:
  • 1 łyżkę jogurtu naturalnego
  • 1/3 paczki drożdży
  • łyżeczkę olejku łopianowego z czerwoną papryką z Green Pharmacy
  • 1 łyżkę maski Biovax "Keratyna i jedwab"
(Myślę, że można dodać dowolny olejek i dowolną maskę/odżywkę-najlepiej bezsilikonową). 
  • płynne składniki mieszam
  • drożdże kruszę i rozdrabniam dodatkowo widelcem
  • gdy mam jednolitą masę, nakładam ją na skórę głowy, delikatnie przez chwilę masując
  • jeśli mi trochę zostanie-nakładam na długość włosów
  • zakładam czepek foliowy, na to ręcznik i trzymam na głowie ok. 50 min.

Potem spłukuję delikatnym szamponem i nakładam na kilka minut jakąś odżywkę.
Po  wyschnięciu włosy wyglądają mniej więcej tak:
  • maska na pewno przedłuża świeżość włosów u nasady(nie robiłam jej pierwszy raz, więc wiem, że dzięki niej mogę umyć włosy o jeden dzień później)
Wiele dziewczyn narzeka na zapach drożdży, ulatniający się spod czepka-ja nic nie czułam. Dopiero gdy włosy umyłam i były mokre-trochę pachniały drożdżami, ale znośnie. Dodatkowo były lekko sztywne, ale po wyschnięciu wszystko zniknęło.
Po 3 aplikacjach przyrostu nie zauważyłam, ale mocno wierzę, że coś się ruszy-okaże się pod koniec miesiąca podczas aktualizacji.

Robicie i lubicie takie eksperymenty na swojej głowie?

Chemiczna brzoskwinia, czyli pianka do golenia Isana

Na początku wyznam wam coś-do niedawna do golenia używałam zwykłego mydła w kostce, ewentualnie pianki lub żelu mojego męża. Pewnego dnia jednak ujrzałam w Rossmannie piankę Isany o zapachu brzoskwini za 3,49 zł, więc pomyślałam, że to może dobra pora, aby mieć coś bardziej kobiecego do tej czynności. Tak właśnie trafiła do mnie ta oto niepozorna buteleczka, swoim designem przypominająca mi toporne lata 90-sporo można powiedzieć o Isanie, ale na pewno nie to, że jej produkty mają nowoczesne etykiety.
Czy tylko opakowanie mi się nie spodobało w tej piance? Nie.
Ale zacznijmy może od pozytywów, żeby było milej.
  • pianka w swoim składzie zawiera glicerynę, ekstrakt z aloesu, witaminę E i allantoinę
  • jest dosyć wydajna, chociaż mi włoski szybko odrastają-mam ją od około miesiąca, stosuję ok. 2-3 razy w tygodniu i jeszcze jej nie wykończyłam
  • cena, często w promocji
  • zapach- przyjemny, ale brzoskwini to raczej nie przypomina, jeśli już to mocno zmodyfikowaną
  • zwarta konsystencja i lekko pomarańczowy kolor, czyli jest kobieco
Z plusów to byłoby tyle. Minusów ma dużo więcej:
  • przede wszystkim pianka znika po kontakcie z wodą, po prostu spływa i na nogach zostaje tylko jakaś dziwna maź, a ja lubię usuwać włoski w trakcie kąpieli
  • nie ułatwia golenia-maszynka nie sunie gładko, szybko się zapycha, rzadko kiedy udaje mi się ogolić nogi bez zacięcia(i nie jest to wina maszynki)
  • ciężko nacisnąć dozownik mokrą dłonią
  • nie zmiękcza włosków

Podsumowując:
Nie zawsze co tanie jest dobre. Ja ją wypróbowałam, bo miałam nadzieję, że znajdę kolejny godny polecenia produkt za niską cenę. Nadzieja jednak matką głupich, w tym przypadku.
Spróbuję jeszcze wypróbować żel z tej serii, a jak i on się nie sprawdzi to będę miała następny produkt do opisania w moim cyklu "5 kosmetyków za 5 zł" i nie ustanę w poszukiwaniu produktu idealnego za piątaka:)

Miałyście z tą pianką styczność?

Małe zakupy w Biedronce i Rossmannie

Poprzedni post był o tym jak próbowałam przez 40 dni wytrzymać bez kupowania kosmetyków,  a ten będzie o tym co ostatnio udało mi się nabyć-równowaga musi być.
Zakupy nie są duże, bo tak naprawdę niewiele teraz brakuje w mojej kosmetyczce. 
W Biedronce kupiłam:
  1. Sól do kąpieli BeBeauty-ta jest w wersji ujędrniającej. Jest to moja pierwsza sól ever., więc za bardzo nie wiem czego mam się spodziewać. Kosztowała chyba 3,49 zł.
  2. Balsam do rąk DeBa z nagietkiem. Miałam już wersję migdałową i pisałam o niej tutaj. Tamten kupiłam za 4,99 zł, dlatego chciałam wypróbować inną wersję. Zdziwiłam się, że teraz te kremy kosztują 3,99 zł. Wzięłam więc bez zastanowienia.
  3. Korektor pod oczy Bell Lady Code za 7,99 zł. Mój korektor z Essence właśnie mi się kończy, i wzięłam ten na wypróbowanie-nie potrzebuję jakiegoś mocnego krycia, więc może się sprawdzi. Wybrałam najjaśniejszy odcień.
  1. Żel pod prysznic Luksja "Pomelo i kiwi"-półlitrowa butla za 5,99 zł. Ja żeli pod prysznic nie używam, ale kupiłam z myślą o mężu-wyjeżdża na 3 miesiące i muszę zacząć robić mu zapasy.
  2. Pomadka rumiankowa z Alterry-długo na nią czekałam, aż wreszcie była obecna w moim Rossmannie. Cena 4,99 zł.
  3. DAX Perfecta Spa-2 w 1 maska-serum do stóp i wulkaniczny peeling-całość za 1,89 zł. Zobaczymy, co z tego będzie. Nie spodziewam się wiele-w końcu to jednorazowy zabieg.
  4. Fusswohl Krem do stóp z  łoju jelenia. Potrzebowałam jakiegoś kremu do stóp. Był w promocji za 3,99 zł. Dobra marka, więc myślę, że się sprawdzi, chociaż wolałabym trochę większe opakowanie.
To tyle moich zakupów. Nie ma ich wiele. Teraz skupię się na zużywaniu, bo dzięki akcji udało mi się rozpocząć zapasy, więc jest szansa, że moje zbiory kosmetyczne trochę się zmniejszą. Pod koniec miesiąca będę musiała jeszcze dokupić pewnie tusz do rzęs i puder matujący, bo obecne prawie sięgają dna. Możecie mi jakieś polecić?

40 dni bez zakupów kosmetycznych-czy dałam radę?

Jak sporo z was brałam udział w akcji Naomi "Przez 40 dni nie kupuję kosmetyków!". 
.
Akcja zakończyła się 3 kwietnia. Czy dałam radę nic przez ten czas nie kupić z kosmetyków?
Zaraz wam odpowiem, ale od początku.
Chciałam wziąć udział w tym wyzwaniu, bo mam słomiany zapał i ciężko cokolwiek doprowadzić mi do końca-tak jest z odchudzaniem, z nauką, z jakimkolwiek innym postanowieniem, więc był to dobry sprawdzian mojej silnej woli.
Na początku omijałam wszystkie Rossmanny i Natury z daleka, jedynie w Tesco obchodziłam dział z kosmetykami. Na szczęście nic mnie jednak nie skusiło.
W tym czasie też postanowiłam przejrzeć swoje zbiory kosmetyczne i przeraziłam się jaka ogromna ilość produktów (szczególnie tych do włosów) czeka na swoją kolej. Wpadłam więc na pomysł pozbycia się części z nich i zorganizowania rozdania na swoim blogu, ale że nie chciałam aby nagrodami były tylko kosmetyki do włosów-poszłam więc do Rossmanna i uzupełniłam komplecik.
Nie wydałam na to na szczęście więcej niż 30 zł, a więc zmieściłam się w kwocie, którą regulamin akcji dopuszczał. Na szczęście żadnej włosowej odżywki, maski, serum tudzież szamponu nie kupiłam.
Podsumowując-jestem umiarkowanie zadowolona z siebie. Znowu sprawdziła się u mnie zasada "wszystko albo nic", czyli jeśli pozwolę sobie na jedną niedozwoloną rzecz to pociąga ona całą lawinę (czytaj: jeśli kupię jeden kosmetyk, to dokupię jeszcze drugi i trzeci).

A jeśli chcecie wiedzieć o co uszczupliły się moje zapasy i na co wydałam zabronione pieniądze, to zapraszam na rozdanie-KLIK:)

A wy dałyście radę wytrwać?

Olejki orientalne Marion + weekend dla włosów

Weekend=więcej czasu dla siebie. Miałam zamiar, aby wreszcie odkurzyć rower i wyprowadzić go na pierwszą wiosenną przejażdżkę, ale niebo zachmurzone, chłodno i deszcz wisi w powietrzu. Musiałam więc edytować plany i tą miłą nadwyżkę wolnego czasu wykorzystałam na poświęcenie trochę więcej uwagi niż zwykle swoim włosom i po raz pierwszy zastosowałam tak złożoną pielęgnację.
Co konkretnie zrobiłam?
  1. Najpierw umyłam włosy szamponem Bambino.
  2. Na mokre włosy nałożyłam maskę Biovax "Keratyna i Jedwab"  zmieszaną z oliwką Babydream w proporcji "na oko". Nałożyłam na długość.
  3. Trzymałam maskę pod czepkiem i ręcznikiem ok. 50 min.
  4. Umyłam włosy szamponem Babydream.
  5. Nałożyłam odżywkę DeBa na ok. 3-4 minuty.
  6. Spłukałam i nałożyłam na mokre końcówki kropelkę olejku orientalnego Marion.
  7. Gdy włosy podeschły dołożyłam im jeszcze jedną porcję olejku.
Potem wyglądały tak:
  • były super miękkie
  • nawilżone
  • błyszczące
  • lekkie
(Dopiero na tym zdjęciu zauważyłam, że prawa strona bardziej się faluje niż lewa. O co chodzi? Też tak macie?)
Pomijając "prawoskręt" spodobała mi się taka złożona pielęgnacja, bo:
  • włosy są bardziej odżywione niż przy pojedynczym nakładaniu odżywki/maski
  • szybciej można się pozbyć nadmiaru kosmetyków:)
Myślę, że będę ją stosowała około raz w tygodniu, najprawdopodobniej w weekend, bo myślę, że za często mogłaby obciążyć włosy.
A teraz kilka słów o produkcie, który użyłam do ochrony końcówek-Olejek Orientalny Odżywienie Włosów Macadamia & Ylang-ylang firmy Marion. Jest to jeden z 4 olejków z tej serii ( w zapasach mam jeszcze Jojoba & Słonecznik).
Informacje ze strony producenta:
Oleje zawarte w formule odżywiają włosy, odbudowując ich strukturę.
  • Makadamia - zapewnia włosom głębokie odżywienie, wygładzenie i regenerację, ułatwiając ich układanie.
  • Argan - przywraca włosom piękny połysk, nadając im miękkość i elastyczność, bez ich obciążania.
  • Ylang - ylang- stymuluje porost włosów, odbudowując je i regenerując. 
Dzięki nim włosy wyglądają zdrowo i są pełne blasku. Do każdego rodzaju włosów.
Kilka kropel produktu wystarczy, żeby włosy odzyskały naturalny i zdrowy wygląd.

Skład: 
Cena i dostępność:
Ja kupiłam obydwa olejki w promocji za 4,99 zł w Naturze. W Rossmannie nie ma chyba tej firmy. Cena regularna olejku to około 7 zł.
Opakowanie: 
Plastikowa, przezroczysta buteleczka z wygodną pompką, która się nie zacina. Opakowanie nie jest jednak zbyt trwałe, bo pękła mi przykrywka, prawdopodobnie musiała mi spaść, ale nie mam jej tego za złe. Jedno naciśnięcie pompki daje ilość idealną dla mojej długości włosów.
Konsystencja i zapach: 
Konsystencja typowa dla takiego produktu-niezbyt gęsta, rozlewa się na dłoni, ręce po wtarciu olejku we włosy nadal są tłuste. Kolor lekko różowy.
Zapach jest genialny-orientalny właśnie, chociaż mi się kojarzy z jeszcze płynną galaretką truskawkową (chociaż nie pachnie jak truskawki).
Działanie i moja opinia:
Nakładam go zarówno na mokre włosy zaraz po myciu i wytarciu ich ręcznikiem, jak i na suche. W obydwu przypadkach świetnie wygładza włosy. Są po nim miękkie, delikatne i pachnące, chociaż zapach nie utrzymuje się długo. Pięknie się błyszczą. Gdy widzę, że mam puch na głowie, np. od wilgoci, aplikuję jedną pompkę i włosy znowu są zdyscyplinowanie i gładkie, ale nie obciążone.
Nie wierzę w dogłębną regenerację i odżywienie, które obiecuje producent-olejki znajdują się w składzie po substancji zapachowej. Tego typu kosmetyk ma za zadanie zabezpieczyć włosy i nadać ładny, zdrowy wygląd i tutaj spełnia swoje zadanie.
Jestem zadowolona z tego olejku i to za całe 5 zł.
Ciekawe jak się spisze ta druga wersja.

Ocena: 4/5

Znacie ten olejek albo jego rodzinę? Czym i jak zabezpieczacie włosy?

Kobo-trwały podkład matujący

Jest to chyba pierwszy post na moim blogu o produkcie do makijażu. Nic na to poradzę. Pisałabym częściej o kolorówce, gdybym się bardziej w tej sferze orientowała, a chciałabym chciała. Mazidła do malowania się mam, a i owszem, ale raczej w ilości minimalnej-tak, żebym mogła wyjść lekko maźnięta i nie straszyć ludzi.
Na przykład podkład mam tylko jeden i dzisiaj kilka słów o nim-o trwałym podkładzie matującym firmy Kobo.
Kupiłam go za 14,99 zł w promocji w Drogerii Natura i chyba tam tylko są do kupienia kosmetyki tej firmy. Cena na stronie producenta to 21 zł za 30 ml, więc jestem 6 zł do przodu:)
Mam odcień najjaśniejszy z 5 dostępnych, czyli 100 Light Beige i mimo, że jestem bladziochem, to idealnie pasuje do mojej cery.

Skład jest dosyć długi, więc domyślam się, że raczej niezbyt ekologiczny:  Aqua, PEG/PPG-18/18Dimethicone, Isododecane(and)Dimethicone(and)Polysilicone 11(and)Dimethylacrylamides/Acrylic Acid/Polystyrene/Ethyl Methacrylate Copolymer(and)Butylene Glycol(and)Coco-Caprylate Caprate, Cyclohexasiloxane(and)Cyclopentasiloxane, PPG-3 Benzyl Ether Myristate, Propylene Glycol, Octyl Methoxycinnamate, Dimethiconol, Methylmethacrylate Crosspolymer, Cyclomethicone(and)Quaternium-18 Hectorite(and)Propylene Carbonate, Polyglyceryl-4 Isostearate(and)Cetyl PEG/PPG-10/1 Dimethicone(and)Hexyl Laurate, Talc, Magnesium Aluminum Silicate(and)Cellulose Gum, Phenoxyethanol(and)Methylparaben(and)Propylparaben(and)DMDM Hydantoin, Potasium Cetyl Phosphate, Stearyl Dimethicone(and)Octadecene, Sodium Chloride, Parfum, Benzyl Salicylate, Citronellol, Coumarin, Geraniol, Hexyl Cinnamal, α-Isomethyl Ionone, Tocopheryl Acetate, [+/- Triethoxycaprylylsilane, CI 77491, CI 77499, CI 77891, CI 77492]
Konsystencja: dosyć gęsta, ale łatwo się rozsmarowuje na twarzy. Dzięki temu podkład jest wydajny - używam go niecodziennie od stycznia i mam jeszcze mniej niż połowę opakowania.
Opakowanie: miękka, plastikowa tubka, nic wymyślnego i ekskluzywnego za 15 zł. Znajdziemy na nim też obietnice producenta:

A teraz po kolei:

  • nałożony na twarz, nie daje efektu maski, wygląda naturalnie, promiennie i zdrowo. Czy kryje niedoskonałości skóry? Nie wiem, bo takowych nie posiadam, ale obawiam się, że większych zaczerwienień nie zatuszuje i z wypryskami też sobie raczej nie poradzi.
  • skóra po nim jest ładnie zmatowiona na jakieś 6 h, ale nawet po tym czasie ładnie wygląda na buzi-ja nie mam problemów z nadmiarem sebum.
  • cera rzeczywiście jest wygładzona i aksamitnie gładka w dotyku. 
  • polemizowałabym co do niezatykania porów-mam wrażenie, że stosowany kilka dni pod rząd na długie godziny zapycha
  • nie ciemnieje na twarzy
  • gdy wieczorem zmywam makijaż-wacik jest mocno brudny, a więc nie znika szybko z twarzy

Podsumowując:
Mam cerę raczej bezproblemową. Do tej pory używałam podkładów rozświetlających, więc ten matujący z Kobo zrobił na mnie dosyć dobre wrażenie, daje zupełnie inne rezultaty na skórze niż te rozświetlające. Ja go używam na przemian z kremem BB i jestem zadowolona z każdorazowego efektu. Nie nadaje się raczej do codziennego stosowania, bo zawiera spore ilości silikonów i może doprowadzić do zapchania porów. Plus za cenę i za gamę dostępnych odcieni, dzięki czemu nawet takie bladolice jak ja mogą dobrać odcień odpowiedni do karnacji i wyglądać dzięki temu zdrowo i promiennie.

Ocena: 3,5/5

Używacie kosmetyków tej firmy? A może tego konkretnego podkładu?

Aktualizacja włosów -kwiecień

Początek miesiąca, a więc czas na kolejną aktualizację włosową. Co działo się na mojej głowie w marcu? Sporo.
  • do połowy miesiąca wcierałam kozieradkę, ale efekty nie powaliły na kolana, o czym zresztą pisałam tutaj.
  • od drugiej połowy marca wcieram w skórę głowy olejek z czerwoną papryką z Green Pharmacy (obydwie wcierki miały przyśpieszyć porost, zgodnie z akcją "Zapuszczamy włosy na lato").
  • biorę (brałam) udział w akcji Anwen "Marzec miesiącem olejowania", więc przed każdym myciem aplikowałam na długość niebieski olejek Babydream. Wiem, że może to nie najlepszy wybór, ale kupiłam go z myślą o moim dziecku, ale on nie przepada za wszelkiego rodzaju oliwkami, więc muszę ja te zapasy zużyć. Efektów olejowania też nie widzę-mam wrażenie, że końcówki są bardziej suche niż wcześniej, a olejek z reguły nakładałam na mokre włosy na ok. godzinę przed myciem, czasami na całą noc, czasami na odżywkę.
  • od 24 lutego i przez cały marzec piłam drożdże. Jak dzisiaj przypomnę sobie ich smak-to aż mną wstrząsa. Opuściłam może w sumie tylko ze 3 dni, a więc jak na mnie-byłam bardzo systematyczna.
Po tych wszystkich akcjach włosy przedstawiają się w kwietniu tak jak poniżej. Nie wiem jaki przyrost osiągnęłam w tym miesiącu (nie umiem mierzyć włosów), ale po pasku na bluzce wydaje mi się, że trochę urosły. Włosy wyglądają też na bardziej błyszczące, ale ja na co dzień aż takiego blasku nie widzę. A wy widzicie jeszcze jakieś inne różnice? (Włosy do obydwu aktualizacji najpierw naolejowałam, potem oczyściłam Barwą Ziołową Czarna Rzepa i zamaskowałam pod czepkiem na ok. 20 minut Biovax-em z keratyną i jedwabiem).

Jakie mam plany na kwiecień? Będę używała poniższych produktów-tych samych, co w marcu. Bambino jest na ukończeniu, więc znów z radością wrócę do mycia Babydreamem. Dalej będę olejowała tym co wcześniej, bo może miesiąc to za krótko, żeby zobaczyć efekty, a poza tym bardzo mało mi tej oliwki ubyło, więc dalej będę ją męczyć (albo ona mnie).

W kwietniu odpuszczę sobie niewątpliwą przyjemność picia drożdży. Będę natomiast starała się ok. raz w tygodniu nałożyć na skórę głowy maskę z drożdży-to też podobno wzmaga przyrost.
Macie jakieś doświadczenie w tej kwestii?
Jaki jest wasz plan pielęgnacji na kwiecień?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...